s
Unia Europejska
Górale Orawscy

Górale Orawscy

Obrzędy i Zwyczaje - cz. II

„Zwyczaj” jako kategoria podstawowa posiada najszerszy zakres pojęciowy i obejmuje także pojęcie „obrzędu” z tym, że operowanie kategorią „obrzęd” jest tym bardziej uzasadnione, im bardziej zachowania zwyczajowe nawiązują (w sposób bardziej lub mniej świadomy, czy też – jak to ma częstokroć miejsce obecnie – nawet podświadomy) do przesłanek o charakterze sakralno-wierzeniowym, bądź społeczno-prawnym.

„Obyczaj” można natomiast uznać w tym kontekście za pozainstytucjonalny system norm zachowania, uznawany przez daną społeczność i wartościowany przez nią w kategoriach moralnych. W świetle zebranych materiałów etnograficznych precyzyjne rozróżnianie „zwyczaju” od „obrzędu” nie jest możliwe, jakkolwiek operowanie jednym i drugim pojęciem wydaje się niezbędne i uzasadnione. W całej Polsce główny schemat obrzędowości ludowej ukształtowały te same dwa zasadnicze nurty: pierwotne kulty i towarzyszące im wierzenia, sięgające czasów pogańskich oraz chrześcijaństwo. Z czasem, kościelny rok liturgiczny oparty na tradycjach chrześcijańskich, wchłonął niejako ludowy rok obrzędowy, nasycając go własnymi treściami religijnymi, przystosowując jego pierwotny cykl, związany z przebiegiem roku słonecznego i następstwem pór roku, do rytmu roku kościelnego. Pozostała jednak wśród ludności wiejskiej na długie lata wiara w czary, uroki, działanie czarownic i czarowników, przypisując im niepowodzenia w gospodarce, choroby zwierząt i dolegliwości ludzi.
 

OBRZĘDY I ZWYCZAJE RODZINNE

  • Obrzędy związane z dzieckiem
    Na Orawie do lat 50. XX wieku, były bardzo liczne rodziny. Małżonkowie nie planowali swojego potomstwa i każde narodzone dziecko przyjmowali jako dar od Boga oraz było okazją do rodzinnego świętowania. Ciąża nie zwalniała kobiety z obowiązku prowadzenia gospodarstwa domowego i prac w polu, ale zgodnie z tradycją przestrzegała magicznych zakazów i nakazów związanych z jej stanem. Nie mogła być chrzestną matką – by jej dziecko nie miało ciężkiego życia, nie wolno było jej patrzeć na zmarłego ani uczestniczyć w pogrzebie – bo dziecko mogłoby umrzeć, nie mogła patrzeć na upośledzone dziecko – by takiego nie urodziła, nie wolno było jej siadać na pniu, na progu, przekraczać łańcucha, dyszla, leżącego na ziemi pnia drzewa – by nie mieć ciężkiego porodu i by dziecko nie było okręcone pępowiną. Musiała pamiętać i uważać, by na widok nieżywej myszy lub pożaru nie dotykać swojego ciała – żeby dziecko nie miało znamion. Nie wolno było jej gryźć żywicy – by dziecko nie śliniło się. (żywicy używali do czyszczenia zębów). Jeszcze po II wojnie światowej kobiety rodziły w domach. Poród odbierała babica, doświadczona wiejska akuszerka, przecinała pępowinę i dawała ją matce, która przetrzymała ją i w dniu wywodu, miała ją upuścić na posadzkę świątyni – co zapewniało dziecku szczęśliwe dobre życie i urodę. Babica po porodzie przecierała twarz noworodka łożyskiem, by nie miało na buzi pryszczy. Następnie łożysko zakopywano w stajni pod żłobem, by miało dobry wpływ na zwierzęta gospodarskie. Pierwszą kąpiel wykonywała babica dodając wodę święconą by złe nie miało dostępu do dziecka, wrzucała jajko, żeby dziecko było okrągłe, a obecny przy niej ojciec, wrzucał pieniądze, które były dla babicy jako zapłata. Po kąpieli pierwszy całował noworodka ojciec, potem rodzeństwo i pozostali z rodziny. Woda z pierwszej kąpieli musiała być wylana w czyste miejsce pod płot, ale nie wolno było robić tego wieczorem. Matka – położnica uważana za „nieczystą” była izolowana; nie mogła wychodzić z domu, doić krowy, pracować w polu, na grządkach - by nie spowodować na zasiewy nawałnic z piorunami. Do czasu wywodu był zwyczaj nie pozostawiania matki z dzieckiem samej, gdyż groziła jej podmiana lub porwanie dziecka przez boginki, bognicorki lub strzygi i musiała cały czas nosić przy sobie dziurawiec – zioło zw. dzwonkiem, dla ochrony przed nimi. Do dzisiejszych czasów zachowała się wiara w uroki powodowane spojrzeniami złego człowieka. W czterdziestym dniu po porodzie matka szła z dzieckiem do kościoła na wywód – czyli na oczyszczenie i uroczyste błogosławieństwo. Ksiądz odmawiał specjalną modlitwę, po której musiała obejść dookoła ołtarz na ofiarowanie i pamiętać o upuszczeniu zawiniątka z pępowiną. Od tej pory – jako cysta – mogła robić wszystko, co w czasie ciąży miała zakazane. Dziecko należało ochrzcić w pierwszym tygodniu po urodzeniu. Chrzestnych wybierali rodzice dziecka, którymi byli  krewni, bliscy sąsiedzi lub osoby cieszące się we wsi poważaniem. W wyborze chrzestnej pośredniczyła babica na prośbę matki. Imię dziecka wybierali rodzice w myśl zasady – jakie sobie przyniosło, takie miało, najczęściej świętego którego uroczystość przypadała w dniu narodzin. 
    • Chrzest – pierwszy ważny obrzęd w życiu dziecka. Odbywał się w dowolny dzień tygodnia, bez udziału rodziców. Nie dawano dziecku żadnych prezentów, jedynie chrzestna matka wkładała dziecku pod zagłówek pieniądze. Dawniej, do lat 90 XX w. matka chrzestna owijała dziecko w owijacke i z chrzestnym szła ochrzcić dziecko. Później noszono dzieci w becikach. Po chrzcie był skromny poczęstunek dla chrzestnych, rodziny i bliskich sąsiadów. Bezdzietność uważali za brak błogosławieństwa Bożego, a nawet za karę Bożą. Tacy małżonkowie wychowywali sieroty lub  dzieci swoich krewnych z rodzin wielodzietnych. Niezamężna kobieta z dzieckiem nazywana włoką, była wskazywana palcem jako coś złego i nieszanowana przez społeczność wiejską, ale dziecku nie robiono krzywdy. 
    • Pierwsza Komunia Święta – to drugi po chrzcie, bardzo ważny obrzęd w życiu dziecka i wielka uroczystość w rodzinie z uwagi na religijność ludności Orawy, ale obchodzona dawniej bardzo skromnie, bez przyjęć dla rodziny i bez prezentów dla dzieci. Na przełomie XIX i XX wieku dziewczynki i chłopcy szli do Pierwszej Komunii Św. w takich ubrankach, w jakich chodzili do kościoła w niedziele i święta z dodatkiem; dziewczynki miały wianuszek z mirtu, a chłopcy gałązkę mirtu z białą wstążeczką przypiętą do kabatka. Później dziewczynki ubierali w białą sukienkę i wianek z mirtu ozdobiony białymi sztucznymi kwiatkami. Chłopcy mieli specjalnie szyte garniturki. Czasem po uroczystej mszy dzieci były zapraszane na plebanie, dostawały kawałek drożdżowego placka upieczonego przez matki i do picia herbatę. Na ogół było tak, że zaraz po mszy wracały do domów do swoich codziennych obowiązków. Zwyczaj organizowania przyjęć w domach i dawania dzieciom drobnych prezentów, zaczął upowszechniać się na Orawie w latach 70 XX wieku. Także obrzęd Bierzmowania był starannie przygotowywany i uroczyście obchodzony przez całą rodzinę.
    • Bierzmowanie
      Sami bierzmowani wybierali sobie chrzestnych (matkę i ojca), ale musiały to być osoby starsze i poważane. Na Orawie od dawna był zwyczaj i jest dalej kontynuowany, że rodzice chrzestni bierzmowanego, zapraszają do swojego domu na poczęstunek jego całą najbliższą rodzinę.
       
  • Obrzędy weselne
    Aby wam się szczęściło – mówili różni ludzie, składając życzenia nowożeńcom. Zanim do tego doszło, wybór towarzyszki czy towarzysza na całe życie był decyzją nie tylko dwojga młodych ludzi, ale nieraz przede wszystkim rodziców, ze względów społeczno-ekonomicznych. Nie pomagały płacze, sprzeciwy, awantury młodych, którzy musieli podporządkować się woli rodziców. Jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym był dość powszechny zwyczaj kojarzenia par małżeńskich z rozsądku, na pozyskanie hektarów. Od dawien dawna ludność Orawy charakteryzowała zbiorowa praca, czyli wzajemna pomoc sąsiedzka. Spotykanie się np. przy obróbce lnu, żniwach, wykopkach itp. ludzi starszych jako nauczycieli –obserwatorów i młodzieży uczącej się od nich nie tylko sposobów wykonywania określonych prac, ale właśnie tej sąsiedzkiej pomocy. Te właśnie spotkania m.in. były okazją do lepszego wzajemnego poznawania się oraz kojarzenia się par. Zwyczajowo związki małżeńskie były zawierane w obrębie danej wsi. Kiedy dwoje młodych ludzi zdecydowało że chcą się pobrać, informowali o tym swoich rodziców. Namowiny lub dziewostymby były składaniem propozycji małżeńskich, czym zajmował się swat częściej na Orawie swatka – osoby, które umiały przekonywać rodziców panny do kawalera którego reprezentowali. Kawaler przychodził do domu swojej wybranki jako podłaźnik z wódką, najczęściej po pasterce lub w dzień św. Szczepana. Była to wstępna wizyta podczas której poczęstunek rodziców dziewczyny był akceptacją dla jego osoby, a wręczone jemu przez dziewczynę onuce,  potwierdzeniem jej zgody na zamążpójście. Następnym etapem było oficjalne spotkanie rodziców obojga młodych w jej domu przy wódce i poczęstunku, z udziałem ojca chrzestnego od chrztu lub bierzmowania kawalera, zwane srynkowinami. Obie strony ustalały majątek dla nowożeńców, stawiając na pierwszym planie ilość gruntów, żywy inwentarz, zabudowania mieszkalne i gospodarcze, posag czyli osobisty majątek panny. Jeśli wszystko było zgodnie postanowione i panna wyraziła zgodę, srynkowiny kończyły się błogosławieństwem młodych, którzy podczas tego zwyczaju trzymali złączone ręce na trzech bochenkach chleba leżących na stole oraz każdy osobno zawiązywał w chusteczkę pieniądze, które mieli w dniu ślubu rozwiązać, żeby przekonać się, kto będzie rządził w małżeństwie (ten kto miał więcej pieniędzy).  Następnie ustalali termin zapisu majątku, który odbywał się na plebani w obecności rodziców, chrzestnego i świadków oraz datę ślubu i wesela która, nie będzie przeszkodą w pracach polowych dla obu stron i w ewentualnej żałobie którejś z rodzin. Najodpowiedniejszym czasem  był karnawał lub jesień, ale przed Adwentem. Dzień tygodnia był obojętny, ale nigdy w piątek, sobotę i niedzielę. Trzy tygodnie trwały zapowiedzi zwane ogłoski, a młodzi musieli zdać egzamin z podstawowych zasad religijnych i znajomości pacierza, przychodząc do księdza po kilka razy. Dary żywnościowe i wino zwane poctą przynosili zaproszeni goście do domu, który przygotowywał wesele. Przygotowania do ślubu i wesela, sam dzień ślubu z obowiązującymi tradycyjnymi obrzędami i zwyczajami, były takie same jak i u innych górali. Odróżniającymi się elementami były obowiązek dwukrotnego napytania – zaproszenia gości na wesele; najpierw przez samych młodych osobiście i ponowne przez drużbów, którzy wyróżniani się sznurkami -wstążkami i piórkami przypiętymi do kapelusza przez ich druzki. Piórko to stroik z mirtu i kwiatków z listkami wykonany przez kobiety z wosku rozmiękczonego w ustach. Podobnie wykonany był wianek pani młodej przybrany mirtem. - jeśli była cysto. Młoducha ,czyli pani młoda oprócz piórka  dawała panu młodemu koszulę. Sama do ślubu szła w niepożyczanej białej sukni. Starostami byli rodzice chrzestni młodych. Młodzi przed wyjściem z domu pani młodej do kościoła, klękali do błogosławieństwa przed rodzicami siedzącymi na ławie. Starosta w imieniu dziewczyny i chłopaka, trzy razy odpytywał –prosił rodziców o przebaczenie dla nich ich win. Następnie rodzice trzymali nad głowami nowożeńców bochen chleba i znakiem krzyża błogosławili ich. Przed wyjazdem do kościoła drużbowie obiegali wszystkie furmanki kropiąc je święconą wodą i obsypując oesem, dla pomyślności młodej pary. Ponieważ wesele było w domu u pani młodej i u pana młodego, goście rozdzielali się na dwie grupy w zależności przez kogo byli proszeni, a para młoda prosto z kościoła jechała najpierw do tego domu, w którym po ślubie będą mieszkać, potem do drugiego. Na obiad podawali: rosół z makaronem i kawałkiem mięsa z rosołu, kapustę z kołaczem, kaszę z gotowanymi śliwkami, ryż na mleku i wypiekańce (małe ciastka weselne) oraz wino i wódkę. Goście biesiadujący najpierw w dwóch domach schodzili się razem podczas przenoszenia posagu pani młodej  zazwyczaj do domu pana młodego, witana przez teściową, której wręczała obowiązkowy prezent w postaci chusty. Muzyka składała się z dwóch skrzypków i basisty. Tańczyli na bojisku u sąsiada. Ostateczne pożegnanie młodej mężatki z grupy panien, odbywało się wieczorem podczas obrzędu cepowin – ocepin, które miały przebieg jak wszędzie, przy śpiewach i tańcach z panią młodą z tą różnicą, że zaraz po zdjęciu wianka przez starościnę wykupywał go pan młody i dawał młodej chustkę, którą starościna zakładała jej na głowę. Na talorek trzymany na kolanach p. młodej, a podczas jej tańca u starościny, goście weselni składali pieniądze. W zależności od zamożności rodziców nowożeńców i ich statusie społecznym we wsi, wesele mogło trwać parę dni.
     
  • Prymicje na Orawie nazywane weselem nowo wyświęconego księdza, są dniem bardzo uroczystym nie tylko dla jego rodziny, ale i dla wszystkich mieszkańców wsi. O tym dniu można przeczytać w publikacji  Kultura Ludowa Górali Orawskich, Kraków 2011, na str.334.
     
  • Pogrzeb – Ludność Orawy – jak wszędzie – uwidaczniała swoje obawy  przed śmiercią przez wierzenia w zapowiedziach jej nadejścia. Obserwacje codziennego życia i zachowania się zwierząt utwierdzało ich wiarę, że pies, koń, kot i kura najlepiej wyczuwają śmierć w otoczeniu. Jeśli pies wyje i ma pysk zwrócony ku ziemi, jeśli koń ciągnąc wóz z chorym miał łeb opuszczony w dół, kot leżał na grzbiecie z pyskiem ku górze, a kura piała – to wszystkie te znaki wróżyły bliską śmierć domownika lub sąsiada. Oprócz tego zwiastunami śmierci było: stado kraczących wron nad domem, kretowiska koło schodów, ubrania pogryzione przez myszy, głos sowy w pobliżu domu, sny o wypadających zębach. Wieczór Wigilii też miał swoje przepowiednie śmierci; umrze ta osoba, która nie rzuca cienia od światła podczas wieczerzy, albo ten cień jest krótki, albo jeśli łyżka wypadnie z ręki, albo odgłosy dochodzące zza zegara lub obrazów świętych. Podczas wesela – gdy złamie się dyszel w wozie w czasie jazdy do kościoła młodej pary, albo zgaśnie świeczka podczas ślubu, to wróżyło śmierć jednego z małżonków. W Zubrzycy Górnej na czas ślubu wynoszono z kościoła czarne chorągwie służące do pogrzebu, bo poruszenie takiej chorągwi spowodowałoby śmierć pani młodej lub młodego. Przy konającym zapalali gromnicę, kropili łóżko wodą święconą, wkładali mu do ręki krzyż, kładli na nim jakąś część z jego odzieży ślubnej lub wkładali na palec obrączkę jeśli nie nosił jej codziennie. Często też umierającego kładli na ziemię wyście laną żytnią słomą lub grochowiną, by miał lżejszą śmierć. Nie wolno było dotykać umierające go, ani przy nim płakać, bo nie będzie mógł skonać. Gdy zmarł, zasłaniali okna, zatrzymywali zegar, usuwali z domu przedmioty z którymi miał on kontakt, wynosili je na strych, a prześcieradła i słomę po pogrzebie palili, żeby zmarły nie miał złego wpływu na pozostałych domowników. O śmierci we wsi informował dzwon kościelny bijący na trzy wirchy – czyli z określonymi przerwami oraz wysypane przed domem zmarłego wióry powstałe przy robieniu trumny. Do obrzędów pogrzebowych należało mycie i ubieranie zmarłego. Mężczyźni ubierali tylko mężczyzn, a kobiety myły i mężczyzn i kobiety, a w niektórych woskach Orawy robiły to obce osoby. Ubierano w te ubrania, w których zmarli chodzili do kościoła. Żonatym kładli na piersi kapelusz, kawalerom bukiecik ślubny, panny w stroju ślubnym i wianku, a dzieci w specjalnie uszytych koszulkach. Do trumny wkładano wrotycz, by zmarły nie wracał z zaświatów, obrazki świętych, chusteczki do nosa, książeczki do modlenia, oplatali różańcem złączone dłonie, zawiązywali nogi (aż do pogrzebu) by miał je proste i by mu się dobrze chodziło po tamtym świecie. Zamawiali odpytywaca, który przewodniczył modlitwom przy trumnie w domu i podczas pogrzebu. Pogrzeb odbywał się w trzecim dniu od śmierci, w którym uczestniczyli wszyscy mieszkańcy wsi. Trumnę z domu przy otwartych wszystkich oknach i drzwiach wynosili obcy mężczyźni, uderzając nią trzykrotnie o każdy próg który przekraczali. Przed domem odpytac wygłaszał mowę w imieniu zmarłego, przepraszając zgromadzonych za krzywdy i rosząc o wybaczenie. Wóz wiozący trumnę musiał być zaprzężony w obce konie, nigdy nie mogły być to klacze, bo rodziłby nieżywe źrebięta. Kondukt żałobny omijał orne pola, by nie szkodzić urodzajom i nie zatrzymywał się przed żadnym domem, by zmarły nikogo z niego nie zabrał za sobą. Nikt oprócz woźnicy nie mógł jechać na tym wozie, gdyż wierzono, że na trumnie siedzi dusza zmarłego. Po modlitwach żałobnych w kościele kondukt przechodził na cmentarz i po złożeniu trumny do grobu uczestnicy wrzucali grudki ziemi na trumnę jako pożegnanie ze zmarłym. Po pogrzebie rodzina zmarłego zapraszała do domu na poczęstunek woźnicę, mężczyzn którzy nieśli trumnę, rodzinę i bliskich sąsiadów. Żałoba obowiązywała rodzinę przez jeden rok. Samobójców chowali w nocy, bez obrzędów pogrzebowych, bez bicia dzwonów, w obecności najbliższej rodziny, na granicy wsi w ziemi niepoświęconej. Wierzyli, w powroty dusz do żywych np. matek które umierając pozostawiły niemowlęta, dzieci nieochrzczonych i tych którzy za życia wyrządzali innym krzywdy. Czynili różne zabiegi z tym związane, które zostały opisane przy informacjach dotyczących dnia Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny.

Michalina Wojtas

Bibliografia:

  1. Pracza zbiorowa pod red. Urszuli Janickiej-Krzywdy, Kultura Ludowa Górali Orawskich, Oficyna Wydawnicza „Wierchy”, Kraków 2011.
  2. Zadrożyńska Anna, Świętowanie polskie Przewodnik po tradycji, TWÓJ STYL, Warszawa 2002.