s
Unia Europejska
Górale Zagórzańscy

Górale Zagórzańscy

Obrzędy i Zwyczaje Doroczne cz.1

Adwent

Czterotygodniowy okres Adwentu rozpoczyna rok kościelny i przygotowuje wiernych do świąt Bożego Narodzenia. W tym okresie milkła muzyka i śpiewy, nie urządzano zabaw i wesel, natomiast w domach zbierały się kobiety na wspólne prace gospodarskie. Do najpopularniejszych zajęć należały wyskubek, czyli skubanie pierza, prządki – przędzenie wełny i lnu, szycie, haftowanie oraz łuskanie roślin strączkowych. W czasie prac opowiadano przeróżne, historie o demonach, duchach, wspominano zmarłych i wymieniano wiejskie plotki. Przypominano również o zakazach, np. ruszania ziemi, która odpoczywa i nie wolno jej w tym przeszkadzać. W czasie adwentu wstrzymywano się również od spożywania tłustych pokarmów, nie noszono kolorowych strojów. Codzienne nabożeństwo roratnie, odprawiane w kościołach przed świtem przyciągało wiernych nawet z najodleglejszych zakątków zagórzańskich wsi.

Św. Mikołaja biskupa (6 grudnia)

Zagórzanie, podobnie jak inni górale karpaccy, pierwotnie św. Mikołaja uważali za patrona pasterzy i sprawującego władzę nad wilkami. Wierzyli, że w noc świętego Mikołaja wilki schodzą się w jedno miejsce, a święty wyznacza czyje bydło, owce itp. wolno im w nadchodzącym roku pożreć. Do niedawna, zwłaszcza w Gorcach i Beskidzie Wyspowym, wilki stanowiły duże zagrożenie dla stad owiec oraz pasterzy. Kult św. Mikołaja utrzymywał się wśród gorczańskich pasterzy aż do końca XX w, natomiast zwyczaj obdarowywania dzieci podarunkami w dniu św. Mikołaja pojawił się w regionie Zagórzan dopiero po II wojnie światowej.

Św. Łucji (13 grudnia)

Od dnia św. Łucji do Bożego Narodzenia rozpoczynano wróżby dotyczące pogody na następny rok. Przez dwanaście dni uważnie obserwowano warunki atmosferyczne. Każdy dzień oznaczał kolejny miesiąc następnego roku. Do wiaderka z wodą wkładano gałązkę wiśni lub jabłoni i czekano na jej rozkwitnięcie w dniu wigilii Bożego Narodzenia. Zwiastować to miało szczęście i dostatek w domu. Wigilia i dzień św. Łucji uważany był również za okres szczególnego działania złych mocy, a szczególnie czarownic, które starały się odebrać krowom mleko. Gospodarze pilnowali, aby w tym dniu nikt obcy nie wchodził do stajni. Stosowali też szereg zabiegów magicznych w celu ochrony domostwa, a zwłaszcza budynków gospodarskich. Na słupach i drzwiach stajni robili znak krzyża święconym czosnkiem, wapnem lub święconą kredą, okadzali ziołami stajnię i bydło. Górale Zagórzańscy wierzyli, że w noc św. Łucji czarownice zlatywały się w jedno miejsce, w którym zbiegało się 70 granic całego świata, i tam biły się o beczkę mleka, bowiem każda z nich chciała ją wylać do swojego kraju, aby zapewnić obfitość nabiału. Czarownicę można było ujawnić. W tym celu od 13 do 24 grudnia odkładano po kawałku drewna, tworząc tym samym wiązkę złożoną z dwunastu kawałków. Po powrocie z pasterki rozpalano ogień i wrzucano do niego zgromadzone drewno. Na blachach stawiano garnek z wodą i gotowano w nim powązkę, tj. płótno, przez które cedziło się mleko. Wierzono, że w tej powązce gotuje się czarownica, która w końcu, nie mogąc wytrzymać bólu, zamieni się w byle co, np. kota, żabę lub psa. Wtedy należało szybko uciąć zwierzęciu ucho lub łapę, a następnego dnia obserwować, której babie we wsi brakuje owych członków. Zdemaskowana kobieta była czarownicą. Innym sposobem na odkrycie we wsi niepożądanej czarownicy było struganie przez dwanaście dni (rozpoczynając od 13 grudnia) drewnianego stołka, który nienaruszony należało zanieść do kościoła na pasterkę. Następnie trzeba było usiąść na nim pod chórem i mając przy sobie kawałek deski z dziurą po sęku, najlepiej ze starej trumny, przez tę dziurkę obserwować, które ze stojących kobiet to czarownice. Wtedy dopiero można było zobaczyć, że każda z nich miała na głowie skopiec i stała odwrócona plecami do ołtarza.

Wigilia Bożego Narodzenia (24 grudnia)

Wigilia Bożego Narodzenia to jeden z najważniejszych dni w roku. To dzień pełen wróżb i zabiegów magicznych, które mają na celu zapewnienie pomyślności w nadchodzącym roku. Zgodnie z powiedzeniem powszechnym również u Zagórzan: jaka Wilijo, taki cały rok, co oznaczało, że dzień wigilijny traktowany był jako zwiastun przyszłości. Tak np. przyszłą obfitość owoców zwiastował pojawiający się w tym dniu szron na drzewach, a pochmurna pogoda wróżyła piękne runo na owcach. Unikano kłótni, płaczu, narzekań, dzieci starały się być grzeczne, aby ich nie skarcono. Do dziś funkcjonuje powiedzenie, które ma być przestrogą dla dzieci: We Wilije chłopców bijom, a we Świynta dziywcynta! W wigilię nie wolno było niczego pożyczać, gdyż spowodowałoby to wyniesienie dostatku i powodzenia z domu i zagrody. Aby zapewnić sobie pomyślność oraz zgodę w rodzinie, należało wcześnie i w pogodnym nastroju rozpocząć dzień. Przed świtem dziewczęta biegły do pobliskiej studni po wodę, która miała posiadać właściwości lecznicze i uzdrawiające. Następnie udawały się do obory, aby pokropić zwierzęta, a potem do izby, gdzie wszyscy domownicy myli swoje twarze wierząc, że ten zabieg zapewni im zdrowie. W niektórych zagórzańskich wsiach do tej wody wrzucano pieniążek, który po wyciągnięciu gospodarz nosił przy sobie, aby bez cały rok pieniondze sie go trzymały. Wierzono, że woda w rzekach zamieniała się o północy w wino, a słońce w wigilię Bożego Narodzenia cyni pokłony, tzn. przy wschodzie trzy razy wynurza się zza horyzontu i trzy razy kryje się z powrotem. W dniu wigilii domownicy od samego rana uwijali się, aby ze wszystkim zdążyć przed wieczerzą, bowiem po południu nastawał czas świąteczny. Rankiem gospodarz wychodził do sadu z siekierą i przykładając ją do drzew owocowych wykrzykiwał: a zetne cie! bes widzieć ze cie zetne! Na to gaździna wołała do męża: nie ścinoj, nie ścinoj, bo bedzie rodziła! I tak trzykrotnie. W rezultacie drzewo zostało ocalone, co w następnym roku skutkowało wyjątkowym urodzajem w przydomowym sadzie. Gospodyni, obroniwszy drzewa, wracała do domu i zabierała się do wyrabiania chleba. Zatoczywszy bochenki, myła ręce z ciasta, brała wodę i szła pokropić śliwy, aby były rodzone. Podczas pieczenia ostatniego bochenka domownik, który cierpiał na tzw. kurzajki po ryncach, musiał trzykrotnie potrzeć ręką łopatę, na której pieczono chleb, a następnie nie oglądając się za siebie wybiec na zewnątrz domu, wówczas chorobę zgubił. Podczas porządków starano się zebrać z podłogi sznury i powrósła, na które nie wolno było stanąć, ponieważ mogło to skutkować ukąszeniem węża w lecie Przed południem gospodarz lub starsi chłopcy udawali się do lasu po podłaźnicki, czyli wierzchołki jodełek lub świerków, które gospodarz zatykał, zawsze wierzchołkiem w dół, nad drzwiami chałupy – jedną na zewnątrz (z pola), drugą na drzwiach sieni, trzecią nad drzwiami obory. Pozostałe zawieszał pod pułapem w oborze i w czarnej izbie(pod pierwszym tragarzem). Najpiękniejszą podłaźnickę, bogato przystrojoną w kolorowe opłatki, umieszczał w paradnej izbie, zwanej świetnicą. Jej gałązki zachowywano i palono w piecu podczas burz czy huraganu, aby rozpędzić chmury i uchronić obejście przed uderzeniem pioruna. Zatknięta jodełka chroniła zagrodę przed wilkami. Jodełkę wbijano również w stertę nawozu przy stajni, co miało zapewnić urodzaj ziemniaków, a ponadto przebijano nią zakiszoną kapustę w beczce, zeby sie nie psuła. W kątach izby, w której spożywa się obiad, gospodarz stawiał cztery snopki owsa. Po południu cała rodzina zasiadała do wigilijnego obiadu. Stół, na którym spożywano posiłek nakrywany był przez gaździnę z wielką czcią białym, lnianym prześcieradłem. Do białego kawałka płótna wkładano siano, zawiązywano rogi na krzyż, na stole kładło się chleb, a na nim węzełek z sianem. Na to dopiero kładziono miskę, do której po kolei wkładano poszczególne potrawy. Miskę stawiano na opłatku i obserwowano, do której z potraw opłatek się przylepi. Jeśli przylepił się np. do ziemniaków, znaczyło to, że one obrodzą najbardziej. Mówiono wtedy, że będzie plynie tego, pełno w ziorkach i pod krzokiem. Chleb, który leżał na wigilijnym stole, wykorzystywano podczas zabiegów magicznych, np. do okadzania płanetników podczas deszczu, w celu ich odstraszenia. Obok miski gospodyni kładła łyżki uważając, aby położyć ich tyle, ilu jest domowników i dodatkowo jedną dla przybyłego niespodziewanego gościa (również z zaświatów) lub nowego potomka. Położenie o jedną łyżkę mniej, wróżyło śmierć kogoś z członków rodziny. Przed rozpoczęciem wieczerzy cała rodzina klękała i odmawiała pacierz, również w intencji bliskich zmarłych. Po modlitwie ojciec jako pierwszy zasiadał za stołem, łamał opłatki, smarował miodem i rozdawał po kawałku każdemu z domowników. Życzeń sobie wzajemnie nie składano. Obiad wigilijny składał się z żuru żytniego, klusek jęczmiennych na polewce, ziemniaków, bobu, kapusty, grochu, karpieli, grzybów, owoców suszonych. Zagórzańskie gaździny przyrządzały na wigilię karpiele gotowane i chleb, zupę grochową, kapustę postną z ziemniakami, kompot śliwkowy z kluskami, pierogi z kapustą lub ze śliwkami, zupę grzybową z kluskami. W Porębie Wielkiej z kolei, oprócz gotowanych karpieli, jadało się kapustę z grzybami, groch z wodą, ziemniaki gotowane z suszonymi śliwkami. Ryby w tradycyjnym pożywieniu Górali Zagórzańskich nie występowały. Podczas wieczerzy ukradkiem spoglądano za siebie, szukając własnego cienia. Jeżeli cień był wyraźny, wróżyło to dobre zdrowie, jeśli go nie było, chorobę lub śmierć. Pod stołem umieszczano siekierę, trzósło (krój, nóż pługa) oraz łańcuchy, na których domownicy kładli nogi, zeby nie było odbitków na nogak. Siekiera miała zapewnić zgodę i spokój, a łańcuch symbolizował dostatek i silne więzi rodzinne, zapobiegał również rozbieganiu się bydła na pastwisku. W trakcie całego obiadu panował spokój. Dzieciom nie wolno było rozmawiać, miało być cicho jak w kościele. Po skończonym posiłku resztki jedzenia, po trochę z każdej potrawy, gaździna wlewała do cebrzyka przeznaczonego dla zwierząt. Z wigilijnego siana kręcono powrósła i owijano nimi drzewa owocowe, zabezpieczając je w ten sposób przed robactwem. Wieczerza wigilijna była porą wróżb. Podczas spożywania posiłku zagórzańska gospodyni kroiła ziemniaka na trzy części: pierwszy kawałek odkrawała na początku posiłku, drugi w połowie, a trzeci na końcu. Następnie odkładała je w ciepłe miejsce i obserwowała przez kilkanaście dni. Kiełkujące ziemniaki wskazywały, które z nich będą najdorodniejsze. Jeżeli najdłuższe pędy miał pierwszy kawałek, będą to ziemniaki wczesne, jeżeli drugi – ziemniaki ze środka sezonu, trzeci – ziemniaki późne. Inną znaną wróżbą w zagórzańskich domach było rozbieranie cebuli. Polegało ono na tym, że gospodarz przeżegnawszy się przecinał na pół dużą cebulę i rozkładał osobno jej liścienie (łupki). Z każdej połowy wybierał po sześć liścieni i układał je za obchodem słońca, czyli od wschodu ku zachodowi, pilnując jednocześnie kolejności ich układu wewnętrznego, tzn. zaczynał od liścienia skrajnego, a kończył na ostatnim z drugiej połowy. Następnie brał szczyptę soli i posypywał nią liścienie, wypowiadając kolejno nazwy wszystkich dwunastu miesięcy. Następnego dnia, na podstawie wyglądu każdej łupki odczytywano prognozy meteorologiczne na kolejny rok. Po skończonym posiłku dziewczęta wybiegały przed dom i hukały, po czym nasłuchiwały, skąd głos z powrotem przyleci – z tej strony należało się spodziewać przyszłego kandydata na męża. Inną matrymonialną wróżbą dziewcząt było trzykrotne zbieranie drew do pieca, tyle ile uchycom. Jeżeli dziewczyna przyniosła parzystą ich liczbę, oznaczało to, że w przyszłym roku wyjdzie za mąż, jeżeli nieparzystą, niestety na zamążpójście musiała jeszcze poczekać. Bardzo starym, zapomnianym już zwyczajem, zapisanym we wsi Ponice, była ceremonia wypędzania pcheł z domu. Po obiedzie wigilijnym domownicy zasiadali do wspólnego kolędowania. O północy krowy pędzono do potoków, by napiły się do syta, co miało sprawić, że potem nie będzie im się chciało pić na pastwisku. Na pasterkę wyruszano gromadnie. W domach pozostawały tylko małe dzieci i osoby starsze. W drodze do kościoła obserwowano z wielką uwagą niebo. Pochmurna wigilia wróżyła piękne runo na owcach. U Zagórzan, podobnie zachował się zwyczaj tzw. podłazów, która to nazwa wywodzi się od słów podłazić kogoś, czyli iść do kogoś w noc wigilijną z dobrymi życzeniami. Przyjście kawalera na podłazy było uważane za rodzaj deklaracji o charakterze matrymonialnym. Z taką wizytą łączył się jeszcze zwyczaj zrywania przez kawalera jabłek z podłaźnicki w domach, w których gospodarze mieli córki na wydaniu, co było formą zalecania się, a nawet oświadczyn. Jeżeli kawalerowi pozwolono zerwać jabłko oznaczało to, że może liczyć na wzajemność, a jeśli nie, że jest niepożądanym gościem.

Boże Narodzenie (25 grudnia)

W tradycji Zagórzan dzień Bożego Narodzenia (Godnie Świynta) spędzano w gronie najbliższej rodziny. Śpiewano kolędy, modlono się i odpoczywano. Nie wolno było wykonywać żadnych prac w gospodarstwie, jedynie karmiono zwierzęta domowe. Po mszy świętej, wszyscy udawali się jak najszybciej do domu, wierzono bowiem, że kto pierwszy będzie w domu, ten pierwszy zasieje i zbierze z pola dorodny plon w nadchodzącym roku. Przestrzegano zakazu pokładania się do spania w ciągu dnia, ponieważ skutkować to mogło lyganiem owsa na polach. Aby dowiedzieć się, jaki będzie urodzaj, gospodarze rozpalali w piecu ogień, a następnie wyciągali na blachy żarzące się węgielki, oznaczające dane płody rolne. Te węgielki, które żarzyły się jasnym płomieniem wróżyły urodzaj, natomiast te, które gasły i czerniały niestety zwiastowały nieurodzaj.

Św. Szczepana (26 grudnia)

Dzień św. Szczepana, upływał w radosnym nastroju, wśród ożywionych kontaktów sąsiedzko-towarzyskich.. Tradycyjnie odwiedzano się wzajemnie i składano sobie życzenia. Winszujący sypali trochę owsa na podłogę, a jego garstkę kładli na stół. Powszechnym zwyczajem u Zagórzan było święcenie owsa wyskubanego z wigilijnego snopka. Po przyniesieniu z kościoła, owies ten przechowywano do czasu pierwszego siewu. Miał on chronić zasiane ziarno przed gradem, nawałnicami i wiatrem. Poświęconym owsem karmiono również bydło, aby nie chorowało. Podczas ceremonii święcenia ziarna Zagórzanie obrzucali księdza owsem na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana. Podobnie jak w innych regionach górskich, zaraz po poświęceniu ziarna gospodarze rzucali kilka z nich na pola, wypowiadając formułkę: Uciekoj diable z ostem, bo idzie św. Scepon z owsem lub Na scyńscie, na zdrowie na tyn Świynty Scepon, zeby sie darzyła kapusta i rzepa. W dniu św. Szczepana gospodarze obwiązywali powrósłami drzewa owocowe.

Kolędnicy

Od dnia św. Szczepana do Trzech Króli wsie zagórzańskie rozbrzmiewają muzyką i kolędami, albowiem pojawiają się tutaj grupy kolędników z szopką kukiełkową, gwiazdą i Turoniem oraz z Herodami. Odwiedziny kolędników miały zapewnić urodzaj i spowodować płodność ludzi i zwierząt. Kolędowanie po wsi rozpoczynało się po zapadnięciu zmroku. Grupy kolędnicze były bardzo różnorodne. Z gwiazdą i Turoniem występowały we wszystkich wsiach zagórzańskich. Grupę kolędniczą z gwiazdą stanowiło kilku chłopców, którym często, choć nie zawsze, towarzyszyła muzyka (kapela). Kolędnicy podchodzili pod okna i śpiewali kolędy, potem byli zapraszani do środka i obdarowywani owsem, smakołykami lub drobnymi pieniążkami. Bardziej widowiskową i szczególnie popularną byli kolędnicy z Turoniem. W skład orszaku, oprócz Turonia wchodzili: Dziad, Cygan, Żyd oraz muzykanci. W Kasinie Wielkiej dodatkowymi postaciami byli: Diabeł, Śmierć i Czarownica. Innymi grupami kolędniczymi, spotykanymi niegdyś u Zagórzan, byli kolędnicy z szopką oraz Herody. Obydwie formy miały pochodzenie chrześcijańskie. Oprócz postaci świętej Rodziny, Pastuszków, Anioła i Trzech Króli w szopce można było podziwiać Obraźnika (wędrownego handlarza obrazami), Olejkarza (wędrownego handlarza lekarstwami), Szlachcica, Huzara, Cygana z niedźwiedziem, Dziada, Czarownicę, Króla Heroda ze Śmiercią i Diabłem, Żyda, Turka, Madziara, Grabarza, Szewca, Stolarza. Teksty i oracje wygłaszano z powagą i namaszczeniem, towarzyszyły im kolędy oraz akompaniament kapeli. Do lat 30. XX w. można było spotkać kolędników z tzw. Herodami. Geneza tego widowiska wywodziła się ze średniowiecznych misteriów religijnych. W przedstawieniu brała udział dosyć spora liczba aktorów, w bogato zdobionych kostiumach: Król Herod, Marszałek, Trzej Królowie, dwaj żołnierze Heroda, Anioł, Diabeł, Śmierć i Żyd. Niezależnie od tego, jakie grupy przemierzały zagórzańskie wsie, powszechnym zwyczajem było urządzanie potańcówek w chałupie, w której kończono kolędę.

Nowy Rok (1 stycznia)

W Nowy Rok gospodarze zagórzańscy udawali się na tzw. podsypkę. Ten, kto wstał w tym dniu najwcześniej, szedł do sąsiada, obsypywał go owsem, wypijali wspólnie kieliszek gorzałki i razem szli do następnego gospodarza. Po drodze obsypywano ziarnem również mijane pola, zapewniając im w ten sposób dobry urodzaj. Powszechnym zwyczajem było chodzenie po nowym lecie. Zajmowali się tym nowoletnicy, dzieci biedniejszych gospodarzy, które były obdarowywane pszennymi bułkami, zwanymi szczodrakami. Po Nowym Roku swoją wizytę duszpasterską rozpoczynali księża w asyście kościelnego i organisty oraz dwóch ministrantów. Najbardziej znanym zwyczajem związanym z tą wizytą było picie wody z dzwonka, którym dzwonili ministranci, co miało zapewnić pijącym piękny, dźwięczny głos, taki, jaki ma dzwon. Zaraz po wyjściu księdza, panny jak najprędzej starały się usiąść na krześle, na którym siedział jegomość, co miało się przyczynić do ich rychłego zamążpójścia. W okresie od Nowego Roku do Trzech Króli zmieniano służbę. W dzień Nowego Roku służbę opuszczali pasterze i pasterki natomiast parobcy i dziewki odchodzili dopiero w dzień Trzech Króli.

Trzech Króli (6 stycznia)

W wigilię Trzech Króli u Zagórzan rozpowszechniony był zwyczaj chodzenia z Trzema Królami. Byli to młodzi mężczyźni w długich szatach, z koronami na głowach i berłami w dłoniach oraz wymalowanymi twarzami. W tym dniu w kościele odbywa się święcenie wody, kredy i kadzidła, których używano przez cały rok do zabiegów magicznych. Poświęconą wodą kropiono bydło przed pierwszym wypasem i owce przed redykiem, ziarno przed siewem, ziemniaki przed sadzeniem, zaprzęg wyjeżdżający po raz pierwszy w pole do wiosennych prac, a także gorczańskie szałasy przed założeniem watry. Napełniano nią domowe kropielniczki. Kredą kreślono nad drzwiami stajni krzyżyki lub kółka, w celu zabezpieczenia przed złymi mocami. U Zagórzan święcono również gałązki jałowca z jagodami i drzewną żywicę, które pełniły rolę kadzidła, często używanego w magicznym zabezpieczaniu przed złem domostwa, żywego inwentarza i pól.

Ofiarowanie Pańskie – Matki Bożej Gromnicznej (2 lutego)

Powszechnym zwyczajem jest święcenie świec (gromnic). W tym dniu obserwowano zjawiska meteorologiczne i starano się przepowiedzieć dobry lub zły urodzaj. Przysłowie mówiło: Gdy na Gromnice roztaje, rzadkie bedom urodzaje lub Gdy mróz w Gromnicnom trzyma, wtedy już niedługo zima. W zagórzańskich kościołach górale święcili również siemię lniane, jednak pod koniec lat 50. XX w. zwyczaj ten zanikł z powodu zaprzestania uprawy lnu.

dr Dorota Majerczyk