s
Unia Europejska
Górale Żywieccy

Górale Żywieccy

Medycyna ludowa

Górale Żywieccy  
Wnętrze w XIX wiecznej chałupie z Korbielowa, ekspozycja w Żywieckim Parku Etnograficznym w Ślemieniu, fot. K. Ceklarz, 2017  

Samowystarczalność istniejąca na dawnej wsi przejawiała się nie tylko w rolnictwie czy działalności rzemieślniczej, ale również w dziedzinie ochrony zdrowia. Górale Żywieccy, podobnie jak i inni mieszkańcy Karpat, wypracowali na przestrzeni wieków rozbudowany system ludowego lecznictwa. Jego powstanie wiązało się z koniecznością samoleczenia, brakiem jakiejkolwiek alternatywy w tym względzie, lękiem przed chorobą i przedwczesną śmiercią, a także wiarą w istnienie oraz ingerencję sił nadprzyrodzonych. Dostęp do medycyny profesjonalnej w XIX, XVIII i wcześniejszych wiekach nie istniał, lub był znacznie ograniczony ze względu na niewielką ilość lekarzy przypadających na spory obszar, a także zaporowe ceny porad lekarskich i zalecanych przez nich medykamentów. Nie bez znaczenia była również rozpowszechniona nieufność, a nawet niechęć w stosunku do licencjonowanych medyków.

Wiedzę na temat dawnych praktyk medycznych Górali Żywieckich oraz mieszkańców miasta Żywca możemy dziś czerpać m.in. z dzieła zatytułowanego „Dziejopis żywiecki”, autorstwa żywieckiego wójta Andrzeja Komonieckiego (1658-1729). Są w nim zawarte  informacje o epidemiach chorób zakaźnych, nietypowych przypadkach zachorowań m.in. na wściekliznę, raka, trąd czy bliżej niezidentyfikowany „umornik śmiertelny”, oraz dane historyczne na temat pierwszych w regionie cyrulików. Informacje o chorobach znaleźć można również w księgach parafialnych, a zwłaszcza księgach zgonów, oraz w archiwach Muzeum Miejskiego w Żywcu, w którym przechowywane są wyniki badań terenowych dotyczących kultury duchowej Górali Żywieckich, w tym także lecznictwa. Spośród źródeł drukowanych najwięcej opracowań i publikacji dotyczy rozpowszechnionego na Żywiecczyźnie ziołolecznictwa (patrz spis literatury zamieszczony na końcu tekstu).

Lecznictwem ludowym trudnili, zajmowali się wiejscy znachorzy, wśród których rozróżnić można kilka „specjalizacji”: smarowace zajmowali się głównie zabiegami, które dzisiaj określilibyśmy jako masaże, naprawiace składali połamane kości i nastawiali zwichnięcia, babki-akuszeki odbierały porody, a zielarze znali się na leczniczych właściwościach roślin i sporządzali z nich medykamenty. Często profesje te były łączone - wiejski ortopeda znał i stosował zabiegi oparte na ziołolecznictwie, a babki pomagające w porodach były jednocześnie smarowackami. Większość z nich pozostała anonimowa, znana jedynie w kręgu rodzinnym lub sąsiedzkim. Byli jednak tacy, którzy swoimi niebywałymi zdolnościami zdobyli ponadlokalną sławę. Wśród Górali Żywieckich najsławniejszym znachorem był Józef Juraszek (1824-1907) z Jeleśni zwany „Ślopkiem”. Była to niezwykle barwna postać, wokół której narosło wiele legendarnych opowieści. „Ślopek” był naprawiacem połamanych kości, podobno potrafił złożyć nawet bardzo skomplikowane przypadki złamań, nastawiał zwichnięte stawy oraz uszkodzone kręgosłupy. Jego sława była tak wielka, że z udzielonej przez niego pomocy ortopedycznej nie zawahał się skorzystać cesarz Franciszek Józef, który podczas jazdy konnej uszkodził staw biodrowy.

Oprócz dolegliwości występujących u ludzi Juraszek leczył także zwierzęta, w tym zwłaszcza konie, które po nastawieniu złamanej kości, podwieszał pod sufitem za pomocą wytrzymałych lin i płacht, i odpowiednio obciążał uszkodzoną kończynę, tworząc coś na kształt wysięgnika rehabilitacyjnego. Pacjentom po zabiegu zalecał okładanie chorego miejsca kompresami z żywokostu (kostyfołu) lub serwatki. Za wykonane zabiegi oraz udzielone porady nie wymagał zapłaty. Ludzie odwdzięczali mu się zgodnie z własnym uznaniem, płacąc wynagrodzenie zazwyczaj w naturaliach, rzadziej przy pomocy gotówki. Warto dodać, że w ślady „Ślopka” poszła jego córka Rozalia Polak (1860-1939) oraz wnuk Franciszek Polak (1903-1984).

  Górale Żywieccy
  Bukiet ususzonych ziół, Żywiecki Park Etnograficzny w Ślemieniu, fot. K. Ceklarz, 2017

Wśród stosowanych w przeszłości medykamentów przeważały środki pochodzenia roślinnego. Do dnia dzisiejszego na Żywiecczyźnie znane jest stare porzekadło mówiące, że każde ziele jest na cosik. Wierzono, że naturalne lecznicze właściwości roślin można dodatkowo wzmocnić poprzez magiczne zabiegi – zbieranie o odpowiedniej porze roku (w okolicach dnia św. Jana – 24 czerwca), o odpowiedniej godzinie (najczęściej przed wschodem słońca) oraz poświęcenie w kościele. Kontakt z sacrum nadawał właściwości lecznicze także przedmiotom nie będącym ziołami. W wyniku poświecenia w kościele lekarstwem stawały się m.in. kotki wierzbowe (kocanki) z palmy wielkanocnej, którym leczono ból gardła, gałązki brzozy oberwane z ołtarzy podczas procesji Bożego Ciała (data ruchoma), jabłka, święcone w dniu św. Błażeja (3 luty) oraz chleb i sól poświęcone w dniu św. Agaty (5 luty).

W domowej apteczce starano się mieć stały zapas odpowiednich ziół. Oto kilka wybranych przykładów. Wspomnianym wyżej żywokostem okładano stłuczenia i złamania. W leczeniu bólu głowy, stosowano wywar z przetacznika, skuteczne miały być również okłady z krzonu (chrzanu pospolitego). Ta ostatnia roślina służyła także jako lek na niestrawność, a ponadto stanowiła synonim zdrowia (mówiono: „zdrowy jak krzon”). Ból uszu i głowy oraz uporczywy katar starano się pokonać sokiem z korzeni buka. Przeziębienie i kaszel (krzypote) leczono przy pomocy herbaty z kwiatu lipy, a także podając choremu pączki kwiatów czarnego bzu smażone na maśle, lub napar z żywokostu. Roślinom tym przypisywano właściwości wykrztuśne oraz przeciwgorączkowe i napotne. Dychawice, czyli napady duszności w czasie snu, starano się załagodzić sokiem z brzozy. Biegunkę leczono podając nasiona babcoka (babka zwyczajna) usmażone na maśle lub jako dodatek do jajecznicy oraz (podobnie jak w całych Karpatach), herbatę z suszonych owoców borówki czarnej. Choroby żołądka, bóle brzucha i wzdęcia leczono gorzkim naparem z cencylki (centurii zwyczajnej), nasionami jałowca oraz herbatą z miyntki (mięty). Reumatoidalne zapalenie stawów czyli gościec, starano się pokonać za pomocą goścowego ziela czyli skrzypu polnego. W przypadku głębokich i trudnych do wyleczenia ran stosowano  zmiażdżone liście krwawnika. Owrzodzenia okładano antybakteryjnie działającymi liśćmi łopianu, które „wyciągają gnój i ogień”, czyli pomagały przy leczeniu zapalenia ropnego. Oparzenia smarowano olejem lnianym, a obrzęki i opuchliny okładano sokiem z kiszonej kapusty.

Oprócz ziołowych medykamentów w lecznictwie ludowym wykorzystywano także preparaty pochodzące od zwierząt. Nabiał, a zwłaszcza serwatka, żentyca i masło stanowiły składnik różnych kuracji. Sadłem z psa, borsuka, gęsi nacierano miejsca pourazowe, plecy oraz piersi osób cierpiących na choroby górnych dróg oddechowych. Tłuszcz zwierzęcy podawano także wewnętrznie, z wódką lub herbatą, jako lekarstwo dobre na wszelkie dolegliwości. Pomocny była także miód i wosk pszczeli, ptasie jaja, jad mrówek oraz pszczół stosowany w chorobach reumatycznych. Do pozbywania się tzw. złej krwi powszechnie używano pijawek.

Najtrudniej było walczyć z chorobami zakaźnymi – cholerą, czerwonką (dezynterią), gruźlicą zwaną suchotami, ospą i tyfusem, które dziesiątkowały ludność. W przypadku cholery ciało nacierano octem i olejkiem z arcydzięgla oraz pito nalewkę z czosnku. Starano się także izolować ludzi zdrowych od zarażonych przy pomocy kordonu sanitarnego ograniczającego przemieszczanie się ludności oraz dostęp do poszczególnych wsi. Zmarłych jak najszybciej grzebano, często w zbiorowych, bezimiennych mogiłach, a następnie niszczono (palono) wszystkie przedmioty, z którymi zmarli mieli kontakt: pościel, łóżka, sienniki, a nawet domy i zabudowania gospodarcze, w których powtarzały się przypadki zgonów. Gruźlicę leczono żentycą, psim sadłem oraz „pociesznymi wodami” mineralnymi m.in. pozyskiwanymi we wsi Sól.

Według dawnych wierzeń część z wymienionych wyżej chorób mogła powstać w wyniku czarów, rzuconego uroku lub działalności złego ducha. Dla przykładu wierzono, że choroby zakaźne roznosiły „morowe dziewice” czyli chorobotwórcze istoty demoniczne. Przyczynę chorób upatrywano także w nietypowych zjawiskach atmosferycznych jak m.in. silny wiatr, zaćmienie słońca czy „krwawo” zachodzące słońce. Znacznie rzadziej wskazywano na racjonalne powody choroby jak m.in. osłabienie organizmu powstałe z przepracowania, brak higieny i wszechobecny bród, nędzę i niedożywienie.

Choroby wywołane czarami leczono za pomocą zabiegów magicznych. Najprostszym sposobem odczyniania uroku był natychmiastowe przetarcie twarzy chorego rąbkiem koszuli lub spódnicy. Należało zrobić to trzy razy, a następnie trzykrotnie splunąć. W przypadku dziecka, pocierano mu czoło zewnętrzną stroną lewej ręki zaciśniętej w pieść. Nierzadko podczas zabiegu odmawiano modlitwy. Inna metoda leczenia uroku polegała na wrzuceniu do garnuszka z wodą kilku węgielków wyciągniętych z czeluści pieca. Po podmówieniu odpowiednich modlitw wodę tą podawano choremu do wypicia, lub smarowano nią bolące miejsce np. brzuch lub skronie. 

Górale Żywieccy  
Medykamenty oraz narzędzia do zbierania ziół w chałupie zielarki z Korbielowa, ekspozycja Żywieckiego Parku Etnograficznego w Ślemieniu, fot. K. Ceklarz, 2017  

Korzystanie przez górali z zaleceń znachorów, wiejskich chirurgów (naprawiacy), babek-akuszerek, zielarzy itp. było, jak wspomniałam, jedyną szansą i nadzieją dla chorego, sposobem oswojenia lęku przed śmiercią, a także dawało poczucie spełnionego obowiązku – próby ratowania zdrowia i życia bliskich. Niestety wiele ludowych sposobów „leczenia” przynosiło odwrotny skutek niż oczekiwano i zamiast poprawiać, pogarszało stan chorego. Najpoważniejszym popełnianym wówczas błędem było „przeczekiwanie” choroby. Pacjent trafiając do gabinetu lekarskiego często był w sytuacji krytycznej. Spóźniona interwencja nie przynosiła skutku i zazwyczaj, pomimo wysiłków lekarza, umierał. Śmierć chorego generowała przeświadczenie o bezcelowości drogiej wizyty lekarskiej, tworząc błędne koło. Sporo przykładów tragicznych skutków irracjonalnego sposobu leczenia podaje Stefan Jakubiec, lekarz sądowy z Żywca, który działalności znachorskiej i ludowym praktykom leczniczym poświęcił dysertację doktorską. Oto jeden z nich: „Przy wszelkiego rodzaju dolegliwościach żołądka podawało się choremu duże ilości śmietany z wywarem z mięty pieprzowej, gdyż mieszanka ta miała goić błonę śluzową żołądka. Efekty tego leczenia widoczne były szczególnie dobrze u pacjentów szpitalnych z pękniętym wrzodem żołądka, u którego po otwarciu jamy brzusznej stwierdzało się w niej duża ilość mieszanki – śmietany z miętą pieprzową. „Leki” te przedostawały się do jamy brzusznej przez ubytek w ścianie żołądka. Konsekwencji wyżej wspomnianych zabiegów nie trzeba chyba dokładnie opisywać”.

Z dzisiejszego punktu widzenia dawne lecznictwo ludowe należy do bezpowrotnie minionej przeszłości. Jedynym wyjątkiem są elementy wspomnianego ziołolecznictwa, które jako „dobre praktyki”, stosowane są nadal we współczesnej, naukowo uzasadnionej,  fitoterapii.  

 

Katarzyna Ceklarz

 

Wykorzystana literatura:

Biegeleisen Henryk, Lecznictwo ludu polskiego, Kraków 1929; Jakubiec Stefan, Zwyczaje i wierzenia lecznicze ludności okolic Żywiecczyzny, „Karta Groni” 1980, nr 9-10, s. 104-121; Kołpak Piotr, Na co umierali nasi Przodkowie? Analiza Liberii Mortuorum parafii Gilowice z lat 1880-1945, „Gronie” 2012, nr 12, s. 41-77; Komoniecki Andrzej, Chronografia albo dziejopis żywiecki, Żywiec 1987; Nowak Józef, Z medycyny ludowej w Żywieckim, „Gronie”1938, R. I, s. 67-78; Tylkowa Danuta, Ludowe zabiegi terapeutyczne [w:] Górale Beskidu Żywieckiego. Wybrane dziedziny kultury ludowej, D. Tylkowa (red.), Kraków 1991, s. 115-136.