s
Unia Europejska
Górale Babiogórscy

Górale Babiogórscy

Obrzędy i Zwyczaje Rodzinne

W tradycyjnej rodzinie chłopskiej - dzięki przychylności nieba – każdy potomek, szczególnie chłopiec, był pożądany jako gwarant ciągłości rodu, kolejny gospodarz, bardziej potrzebny w gospodarstwie i mniej wymagający. Ale i z narodzin dziewcząt nie robili problemów.

Wprawdzie, gdy wychodziły za mąż trzeba było sprawić im wiano, ale były nieodzowne w dbaniu o zagrodę i dobytek, pracowały przy sianokosach, pasły bydło na pastwiskach, doglądały wszystkiego kiedy mężczyźni szli z owcami na hale lub do pracy zarobkowej poza swoje siedlisko. Brak potomstwa w rodzinie uważano za karę Bożą i brak Jego błogosławieństwa, czym obciążano zawsze kobietę. Akceptowano przede wszystkim dzieci zrodzone w małżeństwie. Jeszcze w początkach XX wieku społeczność wiejska powszechnie tolerowała nieślubne dzieci, gdyż świadczyło to o płodności kobiety, z którymi chętnie żenili się mężczyźni. Zmiana akceptacji tej sytuacji nastąpiła w okresie międzywojennym, kiedy to dziecko zrodzone w panieństwie przynosiło kobiecie wstyd. Dokuczała jej i dziecku rodzina i społeczność wiejska. Nazywano taką kobietę przezimką. Małżeństwa bezdzietne adoptowały dzieci z wielodzietnych rodzin krewnych lub sąsiadów i sieroty. Nazywano je wychowańcem, dbano o nie jak o własne, zapisując mu w spadku majątek. Wierzono, że kobieta zamężna powinna choć w części chodzić w ubraniach takiej kobiety, która ma dużo dzieci, bo ten zwyczaj jest skuteczny na urodzenie własnego.

Obrzędy związane z małym dzieckiem

Narodziny dziecka były wielkim wydarzeniem w rodzinie objęte zakazami i nakazami obyczajowymi i w tej społeczności, jakie były u innych górali. Poród odbierała babka – babica, która załatwiała wiele spraw za matkę do czasu jej wywodu, np. zapraszała osobę na chrzestną, uczestniczyła w przygotowywaniach do chrztu, za matkę była też przy chrzcie dziecka. Kobiecie po urodzeniu dziecka, którą uważano za nieczystą, do chwili chrztu nie wolno było: wychodzić z domu, nie mogła piec chleba i doić krów, wykonywać wielu prac gospodarskich, miała zakaz zbliżania się do żywego inwentarza, wszelakich upraw co mogło źle wpływać na urodzaj, przychówek, sprowadzić na uprawy burze i grad. Starano się jak najszybciej dokonać obrzędu chrztu, by dziecko nie zmarło nieochrzczone, by chronić je przed rzucaniem uroków złego człowieka, co mogło być przyczyną choroby lub śmierci dziecka, przed działaniem złych mocy zw. boginkami, które mogły porwać dziecko, a podrzucić swoje zw. podciepa – bogincorza.

Chrzest

Przed wyjściem z domu z dzieckiem do kościoła matka chrzestna w róg pieluchy zawiązywała kawałek chleba i pieniądze aby dziecko było bogate i miało pod dostatkiem pożywienia. To był jedyny prezent dla chrześniaka. Natomiast chrzestni mieli obowiązek wspomagania swojego chrześniaka przez całe życie. Idąc do chrztu, chrzestni nie mogli po drodze załatwiać potrzeb fizjologicznych, by dziecko zbyt długo nie moczyło pieluch i nauczyło się porządku. Na chrzcie nadawano najczęściej takie imię, jakie sobie dziecko przyniosło w dniu narodzin. Chrzestnym towarzyszyli członkowie rodziny i babka odbierająca poród. Po obrzędzie chrztu prawie zawsze szli wraz z dzieckiem do karczmy na poczęstunek by wypić na jego zdrowie. Chrzestnych wybierali rodzice (ale za matkę szła prosić babica) dopiero po narodzinach dziecka, nigdy wcześniej, bo wierzono że to może wywołać śmierć noworodka. Bardzo ważny był wybór chrzestnych czyli putków – krzesnyk (krzsne matki i krzesnonka), Kumotrów (Kumy i kuma). Proszono więc ludzi zamożnych cieszących się szacunkiem w społeczności wiejskiej, starszych wiekiem, by dziecko długo żyło. Chrzestni uważani byli za członków rodziny. Do początku XX wieku byli to ludzie nie związani pokrewieństwem chrzczonego dziecka. Od lat 50 XX wieku nastąpiła zmiana i na chrzestnych zapraszano osoby z rodziny, nie zwracając uwagi na ich wiek. Nigdy na chrzestną nie proszono kobiety ciężarnej gdyż wierzono, że albo urodzi nieżywe dziecko albo umrze chrześniak. Odmowa na chrzestnych była złą wróżbą dla niemowlęcia na całe życie. W okresie międzywojennym – czego nie było wcześniej - funkcjonował obyczaj (prawdopodobnie przejęty z nizin), że nieślubne dzieci do chrztu nieśli: żebraczka i dziad proszalny. Po powrocie do domu, osoba niosąca dziecko po pochwaleniu Pana Boga mówiła: Wzioni my poganina lub Żydowina, niosomy krześcijanina i podawała je matce. Obrzęd kościelny oczyszczający kobietę zwany wywodem zgodnie z prawem obyczajowym, musiał odbyć się w 40 dniu od narodzin dziecka, któremu każda matka musiała się poddać.

I Komunia Święta

Drugą po chrzcie uroczystością obrzędowości dziecięcej w rodzinie była I Komunia Święta. W większości wsi babiogórskich najczęściej odbywała się ona w Wielki Czwartek. Do początków XX wieku z tej okazji nie urządzano żadnych przyjęć, najwyżej dziecko odwiedzali chrzestni rodzice, nie było też zwyczaju obdarowywania chrześniaka. Ubiór dziecka był taki sam, jak na święto kościelne. Bywało często tak, że na I Komunię Św. dziecko dostawało swoje pierwsze buty. Do lat 60-70 XX wieku dziecko do kościoła wieziono swoim lub pożyczonym zaprzęgiem w parę koni, a po uroczystości kościelnej dzieci dostawały śniadanie na plebani. Dopiero w drugiej połowie XX wieku wszedł zwyczaj obdarowywania chrześniaków prezentami.

Obrzędy weselne

Zaślubiny to przełomowy moment w życiu człowieka, którym towarzyszyły różne zwyczaje, obrzędy i zabiegi magiczne. Nowe życie młodych sprawiało, że musieli pożegnać się z beztroskim dzieciństwem i młodością, z dawnym trybem życia. Szczególnie odczuwała to kobieta przez liczne obowiązki, jakie miała wykonywać jako żona i w przyszłości matka. Było to wielkim wyzwaniem dla dziewcząt babiogórskich, które dawniej wychodziły za mąż bardzo młodo w wieku 16-18 lat, przeważnie z woli rodziców, którzy dokonywali wyboru męża czy żony, co było dla młodych tragedią jeśli nie było między nimi uczucia miłości. Powszechnie też w społeczności wiejskiej funkcjonowało przekonanie, że lepszy najgorszy związek małżeński niż staropanieństwo czy starokawalerstwo. Kiedy obie rodziny porozumiały się w sprawach majątkowych pary młodej wtedy ci w towarzystwie światków szli do proboszcza do zapisuna pacierze czyli egzaminu ze znajomości podstawowych prawd wiary i pacierza oraz opłacenie zapowiedzi.

Tydzień przed weselem młoda para z drużbami chodziła prosić na wesele, najpierw starostów /starostę i starościnę/, dalej rodziców obojga młodych i pozostałych gości według starszeństwa, bogactwa i powszechnego szacunku. Pani młoda zapraszała druhny, a pan młody drużbów.

Przygotowania do wesela robiły kobiety z rodziny; u pani młodej w jej domu, a u pana młodego w jego domu, ponieważ drugi dzień wesela był u niego. Jeszcze do początków XX wieku młodzi do ślubu szli ubrani zwyczajnie po góralsku czyli w świątecznych ubraniach. Panią młodą wyróżniał rańtuch na ramionach, który matka chrzestna obowiązkowo dawała pani młodej. Rańtuch to biały, haftowany płócienny szal noszony przez mężatki. Zamożniejsza chrzestna dawała korale. W zimie pani młoda miała kożuszek bez rękawów i chustę baraniatą. Pana młodego wyróżniał przypięty na piersi weselny stroik przygotowany przez druhny. Gdy pani młoda była sierotą, chrzestni podczas wesela zastępowali jej rodziców i uczestniczyli w ustalaniu dla niej posagu. Wieczorem w przeddzień wesela do domu pani młodej schodziły się druhny na tzw. wieniec, rozmawiały, śpiewały, robiły wianek ślubny dla niej, bukiety ślubne dla pana młodego i drużbów oraz kwiaty do strojenia domu panny młodej, którą to pracę wykonywały bez jej udziału, bo wierzono że jej pomoc przy własnym weselu przynosi nieszczęście w przyszłym małżeństwie. Pan młody ostatni wieczór kawalerski przed ślubem spędzał z drużbami przy wódce.

Dzień ślubu

Pani młoda o świcie ubierała się przy pomocy druhen. Za koszulę lub gorset wkładała zawinięte w chusteczkę kawałek chleba, szczyptę soli i cukru, monetę, kłaczek lnu, by jej rodzina nie cierpiała głodu i żyła w dostatku. Matka po raz ostatni zaplatała jej warkocz i nakładała wianek mirtowy. Ubrana do ślubu, oczekiwała pana młodego w komorze. Pan młody ubierał się sam, przybywał wraz z drużbami i muzyką, która wprowadzała go do domu pani młodej. Kiedy po śpiewach pani młoda wyszła z komory i para spotkała się, pierwsza druhna przypinała p. młodemu bukiet ślubny, a pozostałe druhny swoim drużbom. Następnie w paradnej izbie starosta wygłaszał obrzędową mowę skierowaną do pary młodej, po czym rodzice obojga młodych udzielali im błogosławieństwa. Podczas wyjścia z domu druhny śpiewały przyśpiewki dot. pożegnania stanu panieńskiego i czekających ją obowiązków. Orszak weselny wyruszający z domu obsypywany był owsem, co miało przynieść im szczęście i dostatek. W zależności od odległości do kościoła, orszak weselny wyruszał niekiedy rano, ponieważ ślubu udzielano przeważnie w niedzielę na sumie. Jechano wozami w kolejności; pani młoda z drużbami, pan młody z druhnami, starostowie, rodzice, ważniejsi goście, muzyka i reszta weselników.

Wierzono, że podczas ślubu pan młody powinien przyklęknąć suknię pani młodej, by w małżeństwie nie miała nad nim przewagi oraz po ślubie przekroczyć próg kościoła razem, by razem umrzeć. Jadąc z kościoła wszyscy mieli śpiewać i grać, zachowywać się głośno, by odstraszyć złe moce od nowego stadła. Po ślubie młodzi jechali w pierwszym wozie ze starościnami i starostami. Za nimi druhny i drużbowie, następnie rodzice, goście i muzyka. W tradycji było zatrzymywanie orszaku na bramach, przez przejazd których starosta i drużba wódką wykupywali weselników od bramników. Matka p. młodej razem ze starościnami i starostami witała w progu parę młodą chlebem i solą. Kiedy wszyscy zasiedli do stołów na wyznaczonych dla każdego miejscach / para młoda na środku pod świętymi obrazami /, młodzi musieli wypić po garnuszku słodkiego mleka dla zapewnienia sobie płodności. Wstrzymywali się też od spożywania mięsa, by mieli powodzenie w hodowli i w urodzajach. Ucztę weselną rozpoczynał starosta uroczystym błogosławieństwem i krojeniem kołacza weselnego, który wnosiły kobiety – śpiewając:

Pomknie sie ludzie, z pieca kołoc idzie, kucharki go niosom i do stołu prosom.

Podczas wesela tańczono w różnych miejscach, w zależności od wielkości pomieszczeń domu; w izbie w której spożywano posiłek, w oddzielnej izbie, na boisku lub przy odpowiedniej pogodzie w ogrodzie na zbudowanej z desek podłodze. Muzyka składała się z dwóch skrzypków i basisty. Pod koniec XIX w. muzyka powiększyła się o heligonkę i klarnet, w okresie międzywojennym dołączył bęben, a po drugiej wojnie światowej akordeon. Zapłatą dla muzyki był poczęstunek i dawane po weselu produkty żywnościowe oraz datki weselników; którzy zamawiali dla siebie ulubione melodie.

Oczepiny

Kulminacyjnym, a zarazem najważniejszym momentem wesela były cepiny. W odległej przeszłości odbywały się one dopiero po przenosinach młodej do domu męża, a nie w trakcie pierwszego dnia wesela” – pisze na s. 313 autorka publikacji Kultura Ludowa Górali Babiogórskich. Kiedy starościny przerywały zabawę i śpiewały pieśń o cepinach, pani młoda chowała się w obejściu, a drużbowie po odnalezieniu jej, przyprowadzali do starościn, które musiały ją wykupić wódką. Do ocepin sadzały p. młodą na gielecie (drewnianej konewce) lub na stołku przykrytym białym prześcieradłem, czasem na poduszce. Młoda opierała się, co uważano za zaszczyt. Dwukrotnie też zrzucała z głowy czepek i obowiązkowo musiała płakać. Czasem ten płacz był prawdziwy, jeśli ten poślubiony nie był jej ukochanym, a narzuconym przez rodziców. Nie obcinano warkocza, a upinały go w cube. Na czepek starościna wiązała chustę czepcową którą sama kupowała. Ona też chodziła z tacą, zbierając datki od weselników. Dawniej druhny stojące wokół cepionej, trzymały w rękach zapalone świece. Zwyczaj ten zanikł w okresie międzywojennym. Całemu obrzędowi cepin towarzyszyły śpiewki o przejściu p. młodej do grona kobiet, śpiewki z przestrogami i zawierające porady dla młodej żony. Po ocepieniu starościny zabierały młodą do tanecznego koła, a pan młody swoją żonę musiał wykupić od nich wódką. Tańczyła z nim tylko jeden taniec, a później z każdym weselnikiem.

Przenosiny

Do domu męża ze swoim wianem od rodziców tzw. skrzinki, później nazywanej kumodą, odbywały się następnego dnia. Z tą skrzynią – przed położeniem jej na wóz – drużbowie tańczyli przed kapelą. W domu młodego jego matka też witała ich chlebem i solą, a skrzynię stawiano w ustalonym miejscu, by tam stała cały czas. Przenoszenie jej w inne miejsce wróżyło śmiercią młodej w krótkim czasie. Zabawa weselna trwała nadal. Poprawiny, w których tylko uczestniczyła najbliższa rodzina, starostowie, druhny i drużbowie, odbywały się w tydzień po weselu.

Obrzędy pogrzebowe

W tradycyjnych kulturach uważano, że każdy człowiek powinien umrzeć z określonym rytuałem, a żyjący powinni mu ułatwić to przejście ze świata żywych do drugiego świata zapewniając wieczny spokój. Przestrzegano więc przy umieraniu różnego rodzaju zakazów i nakazów. Powszechnie uważano, że dla losów duszy najlepszy czas umierania to dzień św. Andrzeja, św. Barbary, Wniebowstąpienia Pańskiego, M.B. Gromnicznej, M.B. Zielnej lub w dzień swojego patrona i we własnym domu w otoczeniu rodziny. Ważne też było by umierający przed śmiercią zdążył załatwić wszystkie swoje ziemskie sprawy i pojednać się z Bogiem. Zdolność przepowiadania daty śmierci przypisywano różnym znachorom, zielarzom, wyjątkowo pobożnym ludziom i bacom. Wierzono też, że różnego rodzaju niecodzienne zjawiska zapowiadały śmierć; niezwykłe głosy, mętna woda w studni w czasie pogody, wycie psa, zatrzymanie się zegara, spadnięcie ze ściany świętego obrazu, pohukiwanie sowy, dziwne zachowanie się koni i bydła. Umierającego ubierano w „śmiertelną koszulę”, do ręki wkładano gromnicę i modlono się w jego intencji. Gdy nie mógł skonać kładziono go na gołej ziemi bez poduszki wierząc, że to pomoże duszy w opuszczeniu tego świata. Zgon ogłaszano biciem dzwonu kościelnego. Jeszcze na początku okresu międzywojennego zmarłego ubierano w świąteczny strój góralski. Panny i kawalerów ubierano w strój ślubny. Trumnę zabijano drewnianymi kołkami, bo gwoździe kułyby zmarłego. Wykonywał to mężczyzna nie związany pokrewieństwem z rodziną zmarłego. Trumnę stawiano w paradnej izbie, wokół niej palące się świece, a wcześniej kaganki sporządzane z masła. Rodzina i bliscy sąsiedzi odbywali modły przy zmarłym także w nocy. Od zgonu do pogrzebu nie wykonywano żadnych prac w polu i w obejściu. Pogrzebom przewodził tzw. śpiewak, który dobrze znał wszystkie zwyczaje i obrzędy wiejskie. Przed wyniesieniem trumny z domu, uderzano nią trzykrotnie w próg, by zmarły tu nie wracał. Kondukt pogrzebowy nigdy nie zatrzymywał się przy polach uprawnych i pastwiskach, gdyż powodowałoby to nieurodzaj i pomór zwierząt. Po nabożeństwie w kościele trumnę nieśli znajomi zmarłego. Nigdy nie robiła tego rodzina, by zmarły nie podejrzewał, że chcieli się go pozbyć. Przed włożeniem trumny do grobu, najbliżsi żegnali się ze zmarłym, obejmując rękami trumnę. Na mogile umieszczano drewniany krzyż z tabliczką informacyjną. Cmentarze otaczały krzaki tarniny, bo jako roślina kująca – w co wierzono – zatrzymywała wszystkie złe duchy, strzygi i upiory. Idąc z cmentarza nie wolno było oglądać się by zmarły nie pomyślał, że zazdrości mu się śmierci i nie sprowadził nieszczęścia. Powszechnie dla uczestników pogrzebu organizowano poczęstunek w karczmie lub w domu zmarłego. Nie noszono żałoby, tylko dbano by ubiór świąteczny nie był zbyt kolorowy, a kobiety nosiły ciemne chustki na głowie. Natomiast w rodzinie zmarłego przez trzy kwartały roku, nie urządzano wesel, chrzcin, nie uczestniczono w zabawach.

Miejsca śmierci samobójców i ginących w różnych dziwnych okolicznościach omijano, a zabronione było przebywanie tam kobietom w ciąży, co mogło spowodować poronienie lub urodzenie martwego dziecka. Zmarłe ofiary zarazy chowano w zbiorowych mogiłach daleko od wsi i osad ludzkich, szybko, bez obrzędów pogrzebowych, a mienie ich palono.

Michalina Wojtas

Bibliografia:

  1. Janicka-Krzywda Urszula, Kultura Ludowa Górali Babiogórskich, Biblioteka Górska, Tom 12, Kraków 2010
  2. Kwaśniewicz Krystyna , Zwyczaje doroczne polskich górali karpackich, Bielsko-Biała 1988.