s
Unia Europejska
Górale Orawscy

Górale Orawscy

Demonologia

Na Orawie, podobnie jak w innych karpackich regionach, funkcjonowała w przeszłości wiara w nadprzyrodzone istoty: demony, duchy i złe moce. Wierzono, że ich zgubna dla człowieka działalność wiąże się z konkretnymi miejscami, które po zmroku lepiej omijać z daleka. Należały do nich rozstajne drogi, brody, kładki i rzeczne głębiny, torfowiska i miejsca podmokłe, a także samotne mogiły i okolice cmentarzy.

Szczególnie niebezpiecznym miejscem na Orawie, gdzie często dochodziło do nietypowych zjawisk, spotkań i zdarzeń, były torfowiska (określane przez górali borami lub puściznami). Choć wiele z tych zdarzeń próbowano tłumaczyć racjonalnie, wskazując m.in. na wydobywające się z bagien trujące gazy, które mogły powodować zwidy, oraz na obecność borówki pijanicy (Borówka bagienna, Vaccinium uliginosum), której spożycie wywołuje halucynogenne reakcje, to nadal wiele pozostało bez wyjaśnienia. Według dawnych wierzeń na torfowiskach spotkać można było błędne ogniki (światełka), które zwodziły ludzi na manowce. Potrafiły zmylić kierunek marszu, wywieść w nieznaną okolicę i napędzić nieszczęśnikowi strachu. Wierzono, że są to dusze nieochrzczonych dzieci. By się przed nimi bronić należało wykonać ręką znak krzyża i wymówić zaklęcie: „Jakes dziwce, to cie krzce Ewa, jakes chlopiec, to cie krzcze Adam”. Błędne ogniki szczególnie niebezpieczne były dla ludzi nie bierzmowanych.

Górale Orawscy
Torfowiska orawsko-podhalańskie. Fot. K. Ceklarz 2012

Oprócz nich na bagnach pojawiał się również borowy duch – demon widziany pod postacią mglistego cienia o nienaturalnie dużych rozmiarach. Był bardzo niebezpieczny, gdyż zwodził swoją ofiarę, po to, by następnie utopić ją w bagnie.

Do miejsc tajemnych, w którym straszyło i gdzie słychać było głosy dzwonów należała Baligówka niedaleko Czarnego Dunajca. W latach 60. XX wieku chętnie powtarzano historię o kościele, który stał w tym miejscu, ale z czasem zapadł się pod ziemie. „Las jest, tak zwany Baligówka. Za tym lasem jest polana takie wielgo, Kacmorka sie nazywo. Na tej kacmorce, tam mioł być kościół i ten się zapod. Jesce sto lat może temu krzyz wyzieroł. Sła jakaś baba, zahyciła spódnicom ło niego. Psiakrew, powiada, i ten krzyz wloz dalej w ziemi”. Innym tajemniczym obiektem na torfowiskach miała być ocembrowana drewnem, znikająca studnia. Podobno można ją było odnaleźć tylko raz w życiu. Jeżeli, po napiciu się wody człowiek oddalił się od studni na kilka kroków, to nie mógł już do niej trafić.

W pamięci mieszkańców Orawy nadal obecne są opowieści o duchach samobójców, których ciała (jako osób niegodnych kościelnego pogrzebu), grzebano właśnie na puściznach. Jednym z nich miał być tzw. Corny Ujek, duch wisielca, którego ciało odnaleziono tuż przed II wojną światową. „W 1938 roku przyjechał pancerny pociąg na ćwiczenia. Stanął na Podczerwonem i strzelał w bory. Przez przypadek pocisk uderzył w to miejsce [gdzie pochowany był Corny Ujek] i trumnę z ziemi wyrwało. Ludzie tam chodzili patrzeć, ponoć jeszcze kawałek góralskiej cuchy widać było na nim”. Mówiło się także o młodej kobiecie, Cygance, która zaszła w ciążę i z tego powodu popełniła samobójstwo. Jej ciało odnaleziono przez przypadek, podczas kopania torfu. Ze wglądu na konserwujące właściwości borowiny, było bardzo dobrze zachowane, ale niemal przezroczyste. 

Duch kobiety straszył także w Orawce na roli Świnkowej (według innej wersji na roli Pagacowej). W miejscu tym miało dojść do tragedii – morderstwa niewinnej kobiety-żebraczki, którą złożono w ofierze, by przebłagać złe siły zsyłające na ludzi śmiertelną chorobę. W połowie XVIII wieku, na terenie Górnej Orawy szalała epidemia dżumy. Mieszkańcy Orawki, bezradni wobec zarazy, udali się po pomoc do miejscowej czarownicy. Od niej dowiedzieli się co dalej czynić. Aby wstrzymać epidemię i ocalić pozostałych ludzi przy życiu należało żywcem zakopać człowieka. Słysząc to górale przypomnieli sobie o starej żebraczce. Odszukali ją, i na kilka dni uwięzili, nie podając pożywienia. W tym czasie wykopano głęboki dół, na dno którego wrzucono kilka bochenków chleba. Gdy wypuszczono wygłodniałą kobietę, wskazano jej chleb na dnie dołu. Żebraczka weszła do środka by się posilić, i wówczas zasypano dół ziemią, grzebiąc ją żywcem. Wkrótce po tym wydarzeniu zaraza ustała, ale w miejscu, w którym dokonano morderstwa zaczęło straszyć. Chcąc odpokutować winę, mieszkańcy Orawki  postawili tam kapliczkę, zwieńczoną mosiężnym krzyżem. Można ją oglądać do dnia dzisiejszego.

Orawa jest regionem bogatym w zabytki tradycyjnego budownictwa drewnianego. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują dzwonnice loretańskie – strzeliste, wysokie, zbudowane z drewna konstrukcje, kryjące w swym wnętrzu dzwonek loretański. Dzwonek ten był jedynym i najskuteczniejszym przedmiotem w walce z demonem powietrznym zwanym płanetnikiem. Aby dzwon był skuteczny musiał spełnić jeden warunek – milczeć podczas pogrzebów. Jeżeliby choć raz zadzwoniono nim obwieszczając czyjąś śmierć natychmiast tracił magiczne właściwości. Płanetnik dysponował ogromną siłą kierowania chmurami, deszczem i gradem, był panem burz i wichrów. Mógł w trakcie jednej burzy zniszczyć plony, nad którymi człowiek pracował cały rok. Mógł też, za pomocą błyskawicy, spalić konkretną zagrodę, a nawet całą wieś. W związku z tak poważnym niebezpieczeństwem dzwonnice budowano w wielu miejscowościach na Orawie m.in. w Chyżnem, Harkabuzie, Jabłonce, Lipnicy Małej i Lipnicy Wielkiej, Orawce-Danielkach, Podsarniu Podwilku, oraz Zubrzycy Dolnej i Górnej. W wielu z nich obiekty te nadal stoją, stanowiąc urokliwym element kulturowego krajobrazu wsi.

Oprócz płanetników strach budziły także boginki (bogincorki), przedstawiane w opowieściach dwojako; albo jako młode i ładne dziewczyny, albo jako stare, i brzydkie baby. W każdym przypadku były tak samo niebezpieczne. Przypisywano im skłonność do porywania ludzkich dzieci i zamieniania ich na swoje – marudne i płaczliwe. By ustrzec niemowlę przed porwaniem Orawianki, podobnie jak inne kobiety w całych Karpatach, wkładały do kołyski gałązki dzwonka czyli dziurawca. Zioło to uchodziło za skuteczną ochronę przed działalnością boginek. Niebezpieczeństwo z ich strony groziło także młodym matkom, kobietom tuż po porodzie, które nie poddały się jeszcze obrzędowi wywodu. Wywód był ceremonią oczyszczającą położnicę oraz symbolicznym przywróceniem jej do społeczności wiejskiej. Odbywał się zazwyczaj w 6 tygodniu po narodzinach dziecka. Zwyczaj ten związany był z przeświadczeniem, że kobieta po porodzie jest nieczysta, co skutkowało objęciem jej izolacją obrzędową (zakazem wychodzenia na pole, odwiedzania sąsiadów, przekraczania progu kościoła, itp.). Złamanie ustalonych zasad mogło spowodować nieszczęście m.in. nieurodzaj, zarazę lub wspominane porwanie przez boginki. W tradycji ludowej wywód składał się z dwóch części: domowej, podczas której obmywano położnicy ręce, obsypywano owsem, by mogła rytualnie przekroczyć próg domu, oraz kościelnej, polegającej na uroczystym błogosławieństwie udzielonym przez księdza, pokropieniu wodą święconą oraz modlitwie.

Oprócz boginek, strzec należało się także przed zmorą, zwaną na Orawie kłogą lub siodełkiem. Wierzono, że zjawa ta może przybrać najróżniejszy wygląd, wcielić się w postać zwierzęca lub przedmiotu codziennego użytku. Bywało, że dostawała się w obręb gospodarstwa pod postacią kawałka słomy lub niewielkiego patyka. Gdy jej się to udało to przysiadała na klatce piersiowej (najczęściej podczas snu) wywołując duszności, kaszel, ból oraz koszmarne sny, z których ciężko się było wybudzić. Jedyną obroną przed zmorą stanowiły dewocjonalia. Wierzono, że najskuteczniejszy jest różaniec, obrazek, lub zioła poświęcone przez księdza. Należało je schować pod poduszkę lub mieć przy sobie podczas drzemki.

Znacznie trudniej przepędzić było upiora (strzygę, strzygonia) półdemoniczną istotę, potępioną lub pokutującą za grzechy. Według wierzeń upiorem mogła zostać zła dusza człowieka, która zamiast iść w zaświaty, pozostawała w jego ciele, powstrzymując rozkład. Był to więc „żywy trup”, który nocą wstawał z grobu, błąka się jako przerażająca zjawa i ssał ludzką krew niczym wampir. Upiorem mógł zostać każdy kto zginął gwałtowną, nienaturalną śmiercią, ale także nieboszczyk, któremu trudno było zamknąć oczy, miał rumiane ciało i jeden bok ciepły mimo śmierci. Mogły nim zostać także niemowlęta urodzone po terminie, u których w momencie porodu zauważono włosy na głowie i zęby. W walce z upiorami przydatne były ząbki czosnku, ziarenka maku i poświęcone zioła, które układano na parapetach i progach domów. Podejrzanych nieboszczyków odwracano w trumnie twarzą do ziemi, a w skrajnych przypadkach wiązano ręce i nogi by nie mogli opuścić grobu oraz wbijano im gwoździe w pięty. Podczas nocnego spotkania z upiorem należało wykonać trzykrotny znak krzyża za pomocą lewej ręki i uderzyć go w twarz. Wówczas dusza powinna opuścić martwe ciało, które wracało do trumny, by tam spocząć na wieki. 

Utrapieniem dla ludzi był także topielec (utopiec, topiec), czyli demon powstający w wyniku czyjejś nienaturalnej śmierci przez utopienie. Wierzono, że topielec tak długo będzie pokutował za grzechu, dopóki nie znajdzie zastępcy – ofiary, którą zwabi nad wodę i podstępnie utopi. By to zrobić przybierał różne postaci: kota, psa, zająca, a nawet barana. Ukazywał się również jako małe, budzące litość dziecko, które hipnotyzowało spojrzeniem i budziło współczucie, nakłaniając upatrzoną osobę do podejścia nad wodę. 

Warto również wspomnieć o wyobrażeniach związanych z diabłem, których na Orawie nie brakowała, i które znalazły odzwierciedlenie w topografii. Diabła wyobrażano sobie jako elegancko ubranego, młodego mężczyznę, powożącego wozem zaprzężonym w dwa konie. Rozpoznać można go było po niewielkich rogach, ukrytych pod czapką i końskich kopytach w miejscu stóp. Pojawiał się tam, gdzie dochodziło do kłótni lub bójki, bywał w karczmach oraz wyrastał niczym z podziemi gdy człowiek popełniał jakiś grzech. Nakłaniał do złych uczynków, obiecując w zamian wszystko, co tylko dusza zapragnie. Podlegały mu, jak wierzono, wszystkie wiejskie czarownice, które raz w roku, w wigilie św. Łucji (12 grudnia), spotykały się ze swym pryncypałem pod szczytem Babiej Góry (Diablakiem), na tzw. Hałeczkowej polanie. Podczas sabatu relacjonowały dotychczasowe dokonania, oczekiwały na pochwałę i nowe polecenia. Wiara w odbywający się corocznie sabaty czarownic znalazła odzwierciedlenie w przyśpiewce:

Na tej Hałeczkowej zielone ulice,

Wiliją świętej Łucji jadą czarownice:

Hojna, ino hojna, w Hałeczkowej wojna,

Czarownica dobra, każda krowa dojna.

 

Hałeczkowej polany nie da się współcześnie zlokalizować w terenie – zarosła kosodrzewiną. Można za to wskazać inne miejsca, których nazwa związana jest z postacią diabła. Oprócz  wspomnianego szczytu Babiej Góry czyli Diablaka, jest to Diabla Kuchnia nad Lipnicą Wielką, oraz Diabli Stół, na wsią Półgórą, po słowackiej stronie granicy. 

 

Katarzyna Ceklarz

 

Wykorzystana literatura

K. Ceklarz, Echa przedchrześcijańskich wierzeń i praktyk magicznych na polskim Podtatrzu. Analiza wybranych przykładów występujących w pasterstwie oraz obrzędowości rodzinnej i dorocznej [w:] Sacrum w kulturze tradycyjnej i współczesnej, J. Adamowski, M. Tymochowicz (red.), „Archiwum Etnograficzne” nr 60, Lublin-Wrocław 2016, s. 203-211; U. Janicka-Krzywda, Wyobrażenia i wierzenia z obszaru polskiej Orawy związane z fauną, „Rocznik Orawski” 2009, nr 8-9, s. 41-51; R. Kudzia, Demonologia, [w:] Kultura ludowa Górali Orawskich, U. Janicka-Krzywda (red.), Kraków 2011, s. 334-346; K. Strauchmann, Tajemnice skalnej ziemi, Pruszków 2001; J. Śliziński, Podania z południowej nowatorszczyzny, Zakopane 1987; T. M. Trajdos, Pogańskie echa w dawnej Orawie, „Orawa” 1997, nr 35, s. 46-49; badania terenowe autorki prowadzone na Orawie w 2014 r.