s
Wierzenia związane z urokami
Przekonanie o tym, że człowiek, zwierzę czy nawet całe plony mogą paść ofiarą złego uroku do niedawna żywo utrzymywało się na Spiszu. Trzeba zaznaczyć, że najczęściej to właśnie negatywne wydarzenia próbowano wyjaśniać w ten sposób. Za wioski, w których wiedza na temat uroków i praktyk z nimi związanych była najbardziej rozpowszechniona uważano Łapszankę i Rzepiska, jednak w niemal każdej miejscowości można było znaleźć osobę, najczęściej starszą już kobietę, zaznajomioną z tego rodzaju zabiegami. Co więcej, magiczna wiedza, którą dysponowała, przekazywana była z pokolenia na pokolenie. Taką kobietę nazywano czarownicą, strzygą, babrulą lub bosiorką[1]. Zakres jej działań obejmował przede wszystkim rzucanie i zdejmowanie uroków, które zazwyczaj dotyczyły odbierania lub psucia mleka krowiego czy owczego, czaru rzuconego na konkretną osobę lub rodzinę. Ponadto często parały się one ziołolecznictwem, też nierzadko wykorzystywanym do celów magicznych.
Istotą uroku była wypowiedziana w odpowiednim czasie formuła. Ufność w to, że wymówione słowo może przynieść namacalne zmiany w świecie realnym, wiąże się z wiarą w magiczną – sprawczą moc słowa[2]. Za najlepszy dzień w roku na zdemaskowanie czarownicy uważano święto św. Łucji. Ponadto w przeddzień – w wigilię św. Łucji – gospodarze opisywali święconą kredą swoje gospodarstwo, kreśląc znak krzyża nad wejściem do zagrody, w ten sposób stawiając barierę nieczystym mocom.
Obok kobiet-czarownic znajomość magicznych praktyk była przypisywana także niektórym mężczyznom, a w szczególności bacom. Wierzono, iż baca ze względu na wysoką pozycję w hierarchii społecznej oraz przez specyfikę wykonywanego zawodu – przebywanie przez znaczny czas w odosobnieniu w otoczeniu przyrody, a przez to znajomość sił natury, silny związek ze światem zwierząt – zna prawdy i czynności niedostępne zwykłemu człowiekowi. Znane były także historie wzajemnego porobiania sobie baców. Jeden z informatorów dzieląc się swoimi refleksjami na ten temat, zauważył, iż bacowie nosili góralskie spinki trzymające koszulę na opak, tj. krzyżykiem w dół[3]. Oprócz tego rodzaju symboli, funkcjonowały również rekwizyty specjalnego przeznaczenia wykorzystywane właśnie w celach magicznych. Wśród nich wymienia się kość ludzką i jakąś rzecz należącą do osoby, zwierzęcia czy zagrody, której chciano zaszkodzić[4]. Moc miały posiadać także inne przedmioty należące do zmarłego oraz stuła kościelna. Były jednak dwa warunki, których spełnienie gwarantowało pomyślne odprawienie czarów – stułę należało ukraść z kościoła, a ponadto przynajmniej raz musiała być w niej odprawiona msza święta[5]. Przejawem tego, jak silna była wiara w moc uroków oraz nadnaturalne możliwości bacy (nawet po jego śmierci) zdaje się być niezbyt chlubna historia związana z bacą Pitoniakiem z Łapsz Niżnych. Otóż po jego niespodziewanej śmierci wieś zaczęły nawiedzać pasma nieurodzajów – rozpętała się nieposkromiona burza z piorunami, która oprócz szkód na polu przyniosła śmierć trzem osobom, a także ogromna ulewa. Wówczas ktoś doniósł ówczesnemu proboszczowi, iż grób bacy trzęsie się oraz wydobywają się z niego dziwne jęki. Miał on ponoć kazać rozsypać grób i po upewnieniu się, że wszystko jest w porządku, na powrót go zasypać. Jednak postać bacy i grobu będącego źródłem nieziemskich niszczących mocy szybko się rozpowszechniła wśród Spiszaków. Ponadto zapanowało przekonanie wyjaśniające trwające wciąż ulewy – wdowa po bacy miała włożyć mu do trumny chleb[6]. Wiara w to, że za wszystkie panujące ówcześnie klęski rozpościerające się nad Spiszem odpowiedzialny jest zmarły baca-czarownik stała się na tyle silna, iż gospodarze z Łapsz Niżnych i parobcy Rzepisk przedsięwzięli plan wykopania i spalenia ciała bacy na stosie. Po zrealizowaniu swoich zamiarów powróciła słoneczna pogoda, co z kolei uznali za boski znak aprobaty dla ich czynu[7].
Na Spiszu najbardziej znanym mężczyzną, który potrafił odczyniać uroki oraz wspomagać ludzi metodami medycyny niekonwencjonalnej był mieszkaniec Rzepisk – Grochola. Potrafił on zaradzić zarówno dolegliwościom takim, jak ból brzucha oraz kaszel, jak i niwelować skutki złego uroku:
Lycył tam, jak kogo brzuch boloł, to nazbiyroj tego, albo doł jakieś ziela... no a potem Grochola też raił jak ktoś na kaszel, jak krzipoł, to nazbieroj płucnika, taki mech był taki mech rósł po łónkach, to taki inny gatunek mchu, nie taki zielony, taki szary, teros jus nie rośnie, ale downiyj jak były niepoprawiane niewynawozóne, to rosło bylegdzie, no to nazbieraj tego płucnika, zawarz z mlykiym i pij tam, to to on raił zawse. Nie zaszkodziło, a pomóc mogło [..]. Albo jak ktoś urok zalycyć, no urok, to jak ktoś dostoł kolke brzucha, coś tam na jelita, no to ktoś tam na niego źle popatrzył płónym okiym popatrzył na niego, urok trzeba iść zalycyć, to urok lycyli[8].
Wśród społeczności panowało szczere przekonanie, iż posiada on wiedzę wykraczającą poza ludzkie możliwości rozumowego poznania. To przeświadczenie dotyczyło również umiejętności leczenia zwierząt domowych z różnego rodzaju dolegliwości, jak na przykład odpadania skóry u owiec czy zaburzeń w dojeniu – u krów niekiedy obserwowano dawanie mleka skażonego robakami lub o niewłaściwej gęstości. Do takich przypadków Grochola był wzywany często, choć czasami straty wśród zwierzyny były skutkiem rzucenia uroku na całe domostwo.
Sława Grocholi wykraczała poza Spisz. Jeden z informatorów opisuje przypadek, kiedy o pomoc do spiskiego guślorza zwrócił się mężczyzna z Leśnicy, ponieważ z niewiadomych przyczyn zdychały mu krowy, cielęta i jagnięta. Grochola w trakcie odwiedzin jego zagrody wskazał na kamienne schodki prowadzące do szopy. Po odsunięciu kamieni okazało się, że pod progiem zostały umieszczone drobne kostki. Grochola zaproponował, iż może wskazać gospodarzowi w przeziyrotku (lusterku) tego, kto jest sprawcą niepowodzeń, czyli tego, kto podrzucił kości pod próg, jednak wszystkie złe czyny porobiaca spadłyby wtedy na gospodarza, dlatego też z pokusy nie skorzystał. Natomiast po wizycie Grocholi wszystko wróciło do normy „sprzed uroku”.
Przytoczona wyżej historia obrazuje jedną z najczęściej powtarzających się form „czarów”, ale wskazuje również na istotną funkcję przypisywaną progowi domu. Mówi się o nim, jako o newralgicznym miejscu domu – symbolicznej granicy między przestrzenią oswojoną a obcą i mniej znaną[9]. Próg pojawia się w wielu spiskich wierzeniach i zabobonach. To na nim następuje umowne pożegnanie się zmarłego z domostwem poprzez trzykrotne podrzucenie trumny; wchodząc do domu, gdzie znajduje się nowo narodzone dziecko, należy bezwzględnie przekroczyć próg prawą nogą; często by ustrzec się przed urokami, wokół progu zagrody sypano poświęcony mak. Doniosłe znaczenie miał także próg stajni podczas pierwszego w roku wypędzania krów na pastwisko. Obowiązkiem gospodarza było bowiem rozłożenie u progu metalowego łańcucha, przez który miało przejść bydło:
ros, ze potym krowy ładnie się dojyły i nie trzimoł sie ich urok, a dwa, ze tak jak te ogniwka łańcuska, krowy trzimały sie w kupie, nie rozchodziyły sie[10].
Zanim jednak mieszkańcy udawali się do kogoś bardziej doświadczonego w odczynianiu uroków, sami podejmowali próby zniwelowania skutków rzuconego czaru. Jednym z najbardziej znanych zabiegów było tzw. z ocu. Sama praktyka łączy się z przekonaniem o urocznych oczach, czyli zdolności niektórych osób do spojrzenia przynoszącego nieszczęście lub złe samopoczucie osoby, na którą się spojrzało. Niekiedy wiązało się to z rzeczywiście złą intencją „urocznika” spowodowaną choćby zawiścią, lecz czasami osoba obdarzona takimi właściwościami wzroku nie była świadoma swoich „umiejętności”:
óna jest dobro baba, ale taki mo casym nieprzyjymny poziór, ze w kościele jak na mnie popatrzy, to piyrse, jak się wrócym do domu, to musym se zrobić z ocu, bo godóm do chłopa, cheba mi porobiyła[11]
Tutaj do odczynienia wykorzystywano chleb lub kawałki węgielków drzewnych. Niezależnie od dobranego składnika przebieg tej praktyki wyglądał tak samo. Do garnuszka wlewano wodę, następnie z pieca wybierano trzy wielkościowo różne cząstki węgla lub chleba i wrzucano je do wody, mówiąc: od nojmłodsego, od średniego, od nojstarsego. Przez chwilę obserwowano węgielki lub kawałki chleba – który wpadł na dno naczynia, ten był zauroczony, co więcej, od osoby w danym przedziale wiekowym padł urok. W następnej kolejności należało wypić trzy małe łyki oraz wykonać trzy krzyżyki na czole, palcem zanurzonym w wodzie z węgielkami lub chlebem. Spotykane są jednak różne warianty tego zabiegu. Znana jest relacja, gdzie jedna z mieszkanek Frydmana podczas wrzucania elementów do wody wypowiadała następującą formułę:
Scynśliwy tyn dziyń, kiedy sie Pon Jezus narodziył, ale jesce scynśliwsy, kiedy zmartwychwstawoł. Urok, urok, urok, jak ześ chłopski wlyź pod kapelus, jak ześ dziywecki wlyź pod warkoc, jak ześ babski wlyź pod cepiec[12
Następnie należało się przeżegnać, odmówić Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Chwała Ojcu. Po tym zabiegu negatywne siły miały opuścić człowieka i przywrócić wcześniejszą sprawność.
Inną znaną praktyką odwracającą urok było zmówienie wspak modlitwy „Ojcze nasz”, przepluwanie się, czyli trzykrotne splunięcie za siebie przez lewe ramię z wypowiedzeniem formuły: na wsego uroki lub na psa uroki, a także stosowanie środka ochronnego w postaci wiązania czerwonej wstążeczki na przedmiocie, który chciało się ustrzeć przed urokiem. Dlatego często można było spotkać czerwoną kokardkę na kołysce dziecka czy też czerwony frędzelek przy końskiej uprzęży lub na bacie.
Przesądy związane z obyczajowością rodzinną
Z racji, iż obrzędy rodzinne, takie jak chrzest, wesele czy czynności wykonywane wokół zmarłego, pozostawały w sferze najbliższej człowiekowi, niosły też największe ryzyko narażenia się na negatywne wpływy innych osób. Dlatego starano się jak najlepiej ochronić siebie i bliskich przed niesprzyjającą energią.
Wraz ze stanem, w którym kobieta spodziewała się dziecka, narzucano na nią pasmo różnych zakazów. Wszystkie miały zapewnić przyjście na świat dziecka zdrowego i urodziwego. Ostrzegano kobietę, by unikała kontaktu ze zmarłymi – niemowlę mogło urodzić się z trupio bladym odcieniem skóry i cechować się słabym zdrowiem. Ciężarna powinna także stronić od sytuacji, w których miała kontakt z ogniem. Nie powinna „zapatrzeć” się na ogień, bowiem groziło to czerwonymi plamami na twarzy czy ciele dziecka. Inne zmiany skórne tłumaczono często tym, iż kobieta się przestraszyła i niefortunnie dotknęła wtedy swojego brzucha.
Na najwcześniejszy okres życia dziecka także przypada wiele sytuacji ze sfery wierzeń i zabobonów. Kiedy dziecko bardzo płakało, matka lub babcia przepluwały niemowlę. Należało imitować trzykrotne splunięcie na zewnętrzną stronę ręki, a następnie wykonać trzy koła na twarzy dziecka lub „poplutą” rękę przyłożyć do ust dziecka. Można też było oddalić urok poprzez trzykrotne pocieranie czoła ręką, kierując ją od lewej do prawej skroni dziecka. Wykorzystywano również święconą wodę – czyniąc nią znak krzyża na brzuchu lub przez podanie dziecku kilku kropel do buzi[13].
Obowiązywało też specjalne zachowanie w przypadku odwiedzania najmłodszego domownika. Kiedy gość przychodził zobaczyć dziecko, musiał po przekroczeniu progu spojrzeć wpierw na święty obrazek, następnie trzykrotnie przepluć się przez lewe ramię. Po wykonaniu czynności potwierdzających dobre intencje można było podejść do kołyski. Taka tradycja wiązała się także z przekonaniem o różnych rodzajach oczu czy raczej spojrzeń ludzkich: „dobrych” i „złych”.
Swego rodzaju podobnym stanem granicznym, tyle że z drugiego bieguna obrzędów przejścia jest śmierć człowieka. Wierzono, iż można ją przewidzieć, bowiem wysyła znaki – czy to w postaci snów, czy wspomnianej już wcześniej oślady. Panowało przekonanie, że wysoka śmiertelność grozi wsi, jeśli jako pierwsza w nowym roku umarła kobieta. Unikano także sytuacji, w której zmarły przebywałby w domu lub kaplicy w niedzielę – mogło to doprowadzić w niedługim czasie do czyjejś śmierci[14]. Do ogólnej wiadomości wieść o śmierci przekazywały bijące dzwony, jednak panowało przekonanie, iż o odejściu gospodarza trzeba poinformować także zwierzęta gospodarskie. Należało uczynić to w dzień pogrzebu przed zebraniem się ludzi – zaniedbanie tego obowiązku mogło prowadzić do śmierci krowy lub świni[15]. Przygotowaniem ciała zmarłego zajmowała się rodzina lub specjalnie wynajęte do tego osoby. Pilnowano, by wodę, którą myto zmarłego, wylać gdzieś z dala od domu, ewentualnie pod strzechę, natomiast odzież i pościel zmarłego zazwyczaj palono. Obok zabiegów wykonywanych wokół zmarłego, rodzina starała się także odpowiednio zadbać o bezpieczeństwo swoje i gospodarstwa. Wśród mieszkańców panowała obawa, iż dusza nieboszczyka może mieć trudność z opuszczeniem świata ziemskiego. Dlatego zaraz po śmierci zatrzymywano zegary oraz zakrywano lustra (dziś także telewizory), aby dusa sie nie przeźrała i nie chciała zostać. Część z tych zwyczajów jest współcześnie kultywowana, jednak zaczynają one odchodzić w zapomnienie z powodu przekształcenia się zwyczajów pogrzebowych. Świadczy o tym fakt, że ciała zmarłych już tylko w nielicznych miejscowościach nadal są przechowywane w domu – miejscem tworzącym współczesną przestrzeń funeralną stają się kaplice i domy pogrzebowe, zacierające unikalny charakter tego rodzaju praktyk.
Wierzenia splecione z obrzędowością religijną
Jak napisano w części wstępnej, część stricte ludowych wierzeń, na skutek intensywnej chrystianizacji, stworzyła swego rodzaju hybrydyczne praktyki, gdzie widoczna jest przewaga elementów chrześcijańskich przy współtowarzyszeniu pierwiastka ściśle przynależącego do sfery wierzeń ludowych. Należy zauważyć, iż przez cały rok, przy okazji każdego święta podejmowano starania prewencyjne – starano zabezpieczyć się na wypadek niepowodzeń i uroków, by nie musieć korzystać z usług guślorzy.
Już choćby w okresie świąt Bożego Narodzenia można było przewidzieć pomyślność całego roku, mówiono bowiem: jako wilijo, taki cały rok. Z samego rana w Wigilię należało przemyć się wodą z miski, w której na dnie leżały pieniądze – wierzono, iż zabieg ten uchroni domowników przed problemami finansowymi[16]. Dbano także o zapewnienie sobie powodzenia w zagrodzie – starano się, by pierwszą osobą, która w wigilię odwiedza domostwo był mężczyzna. Wróżyło to ogólne szczęście w nadchodzącym roku, ale mówiło się także: ze chłop to na scynście, bo bycki i barany na oborze. Baba – gorzij – na oborze wiyncyj cielicek.
Ważnym dla Spiszaków świętem było święto Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego). Wtedy też święcono gromnice, które według wierzeń niosły światło mające moc odpędzania zła – dlatego stawiano je w oknach w razie burzy. Ponadto po poświęceniu gromnic kierowano się do stajni, żeby przegonić złe moce i w ten sposób ochronić zwierzęta. Na tym przykładzie widoczne jest niezwykłe przywiązanie i wiara w potęgę święconych przedmiotów. Przed piorunami miały bowiem chronić także gałązki olchy zerwane z każdego z mijanych ołtarzy w dzień Bożego Ciała. Ważne znaczenie miały również poświęcone w dzień św. Błażeja (3 lutego) świeczki i jabłka, przynoszące ulgę w chorobach gardła, jak i poświęcone w dniu św. Agaty (5 lutego) chleb i sól, uważane za środek chroniący przed pustoszącym ogniem[17]. Jako środka zapobiegawczego używano też zasuszonego wianka lub bukietu poświęconego w święto Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia). Na wiosnę gospodynie paliły go i okadzały dymem bydło, aby zabezpieczyć je przed ewentualnymi urokami. Zwyczaj okadzania praktykowany był też w Niedzicy w związku z odpustem Matki Bożej Lewockiej (2 lipca), podczas którego na mszy świętej święcone były róże. Według relacji jednej z informatorek: jak kogo co bolało, to móc sie było potym okadzić dymym z totyf rózycek[18]. Doniosłe znaczenie miało też święto św. Jana (24 czerwca). Nie wiązało się ono ze znanymi w innych regionach Polski obchodami świętojańskimi, regulowało natomiast pewne zwyczaje spiskiej społeczności. Po św. Janie można było kąpać się w rzece (bo nóg jus nie pokrziwi), drugie zaś przyzwolenie dotyczyło zwyczajów pasterskich. Bowiem od rozpoczęcia sezonowego wypasu owiec, tj. po św. Wojciechu[19] (23 kwietnia) baca wraz z juhasami przebywali na tzw. kosorze, z dala od swoich gospodarstw we wsi. Dopiero po św. Janie juhas mógł opuścić halę i udać się w odwiedziny do wsi. Wejście na bacówkę w tym okresie zabronione było także kobietom i one również, dopiero po 24 czerwca mogły przekroczyć granice kosoru.
Ważnym momentem w roku liturgicznym, ale także w ludowym kalendarzu obrzędowym był okres Świąt Wielkanocnych. W Niedzielę Palmową, zwaną na Spiszu Kwietną Niedzielą, święcono bazie okręcone batem, którego używano przy przeganianiu bydła. Zabieg ten miał zapewnić pomyślny chów zwierząt i sprawić, iż będą one posłuszne. Wierzono także w moc samych bazi, dlatego w czasie sadzenia ziemniaków, pod pierwszą skibę kładziono poświęconą gałązkę, a także podczas siewu wkładano bazie do ziarna siewnego. Czas Wielkiego Piątku był z kolei uznawany za okres, w którym szczególnych właściwości nabierała woda. Stosowano ją zatem w celu leczenia dolegliwości skórnych przez kąpiele w rzece lub potoku. Ponadto pocieranie twarzy kamykami znalezionymi na dnie potoku miało zapewnić gładką i zdrową cerę[20]. Tego dnia zabronione były także wszelkie prace związane z ziemią, nie wolno było również pożyczać mleka, bo mogłoby odebrać śmietonke krowom. Podobnie jak wielkopiątkową wodę w strumieniach, tak i wodę poświęconą w Wielką Sobotę otaczała szczególna moc o działaniu leczniczym i oczyszczającym. Dlatego zwyczaj nakazywał przemywanie nią twarzy, a ponadto przyniesioną z kościoła wodą kropiono domowników i całe gospodarstwo. Niebagatelne znaczenie miały także niektóre pokarmy święcone w Wielką Sobotę. Część z nich była zachowywana do zastosowania w określonych praktykach. Święcone masło było używane jako lekarstwo na opuchliznę oraz ukąszenia żmii[21]. Przechowywano je także do pierwszego wypasu krów na pastwisku. Wierzono bowiem, że posmarowanie krowich wymion poświęconym masłem uchroni je od zapalenia. Święcone jajko także wykorzystywano w czasie pierwszego wypasu bydła: jojko tulało się przed niymi [krowami], coby cały rok były okrónglutkie, zeby wracały sie napasióne i zdrowe. Z innych relacji wynika, że krowom polewano także nogi wodą, w której gotowano jajka wielkanocne. Z kolei rozdrobnione skorupki dawano do zjedzenia kurom oraz zakopywano w ogródkach, żeby chroniły rośliny przed szkodnikami[22].
Gusła i zabobony zajmują coraz mniej miejsca w świadomych praktykach spiskiej społeczności. W pewnych obszarach jednak nadal widoczne są echa tradycyjnych zabiegów magicznych, często wykonywanych mechanicznie. Niejednokrotnie można spotkać się ze zdecydowanym stanowiskiem, iż magia i czary już dawno odeszły w niepamięć, a ich miejsce zastąpiły obrzędy religijne. Jednak dla mieszkańców Spisza praktyki pochodzące z obu sfer wierzeń nie wykluczają się. Co więcej, wchodzą w skład dziedzictwa kulturowego o szerokim zasięgu.
Mariola Milaniak
Bibliografia:
Boryś W., Słownik etymologiczny języka polskiego, Kraków 2005.
Engelking A., Klątwa. Rzecz o ludowej magii słowa, Warszawa 2010.
Gudowska M., Obrzędy pogrzebowe na Polskim Spiszu, Praca dyplomowa napisana pod
kierunkiem prof. J. Klimaszewskiej, Kraków 1986.
Janicka-Krzywda U., Ceklarz K., Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich,
Zakopane 2014.
Kolanowska K., Demonologia, [w:] Kultura ludowa górali spiskich, pod red. U. Janickiej Krzywdy, Kraków 2012, s. 299-310.
Łukuś E., Owiane tajemnicą, pełne grozy miejsca w opowieściach ludu spiskiego, [w:] Karpaty pełne czarów. O wierzeniach, medycynie i magii ludowej Karpat polskich, pod red. K. Ceklarz, R. Kowalskiego, Nowy Targ 2015, s. 9-18.
Łukuś E., „Tfu, tfu na psa urok” - odczynianie uroków, „Na Spiszu” nr 3 (68), Łapsze Niżne
2008.
Masłowiec J., Obrzędy doroczne, [w:] Kultura ludowa górali spiskich, Kraków 2012, s. 245-
268.
Milaniak M., Językowo-kulturowy obraz przestrzeni funeralnej utrwalony w pieśniach
pogrzebowych wykonywanych na Spiszu, Praca magisterska napisana pod kierunkiem
prof. Haliny Kurek, Wydział Polonistyki UJ, Kraków 2018.
Pietraszek-Wnęk M., 2007, Spiski rok obrzędowy, „Na Spiszu” nr 1 (62), s. 15.
Podgórska B., Podgórski A., Wielka księga demonów polskich, Katowice 2016.
Spalenie bacy na stosie, „Gazeta Podhalańska”, nr 13, Nowy Targ 1913 r. [dostęp online:
https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/84968/edition/78464].
[1] K. Kolanowska, jw., s. 300.
[2] Szerzej na ten temat: A. Engelking, Klątwa. Rzecz o ludowej magii słowa, Warszawa 2010.
[3] Informator ur. 1967, Jurgów.
[4] U. Janicka-Krzywda, Czary, rzucanie uroków [w:] Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich, U. Janicka-Krzywda, K. Ceklarz, Zakopane 2014, s. 39.
[5] Informator ur. 1967, Jurgów.
[6] Do dzisiaj utrzymuje się na Spiszu przekonanie, iż chleba ani pierza nie powinno wkładać się zmarłemu do trumny, gdyż może to sprowadzić na wieś anomalie pogodowe.
[7] „Gazeta Podhalańska”, nr 13, Nowy Targ 1913 r. [dostęp online: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication